Forum Warhammer Sesje Strona Główna Warhammer Sesje
NASZE SESJE WARHAMMERA
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W poszukiwaniu "rodziny"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Czw 22:54, 14 Gru 2006    Temat postu: W poszukiwaniu "rodziny"

Pokój rozświetlały płomienie palącego się budynku rodziny Filipowiczów, rzucając cienie na trzy osoby w środku. Morte rozejrzał się. Eryk i Lynd już wyszli, pozostawiając ich samych w środku. Wprawionym okiem ocenił wartość dóbr znajdujących się w pomieszczeniu. Zobaczył dwa złote świeczniki zdobiące pokój. Tylko strach przed swoim nowym zleceniodawcą, powstrzymał go przed schowaniem ich do swojego worka. Omiatając pokój wzrokiem natknął się na przeszklony barek z alkoholami. Właśnie zamierzał skierować swoje kroki ku niemu, gdy drzwi otworzyły się i do środka wszedł zakapturzony człowiek. Morte i Hans znali tego człowieka, był to Nallyn, osoba nigdy nie pokazująca swojej twarzy. Jak się domyślali, człowiek od brudnej roboty dla Eryka. Podszedł do nich powoli, spoglądając z ukosa na Ashtarte. Podał rękę Motremu, poczym zraz zaczął ścierać brud pozostawiony na jego dłoni. Parę kropel spadło na podłogę, zabrudzając piękne kafelki bliżej nie określoną mazią. Hans silnym uściskiem powitał Nallyna. Zakapturzony człowiek skłonił się szlachecko do pięknej elfki, która w odpowiedzi dygnęła mu znacząco. Morte kontynuując swoją pielgrzymkę do barku, otworzył drzwiczki i zaczął sprawdzać zawartość każdej butelki. Wybrawszy butelkę o największym stężeniu alkoholu w barku, zaczął ją powoli siorbać z gwinta, po czym zaczął częstować pozostałych domowników. Nikt jednak nie chciał wypić z butelki umoczonej w paszczy Mortego.
- Może pójdziemy na parę piwek do Jamy, żeby się lepiej zapoznać, przecież jest nowy rok trzeba świętować? – powiedział do wszystkich Morte.
- Ja idę do swoich komnat, jestem trochę śpiąca. – odparła Ashtarte, po czym szybkim krokiem skierowała się do wyjścia.
- A ty, chodź z nami, ja stawiam!! - Morte klepnął Nallyna po ramieniu, zostawiając ślad brudu na jego ubraniu. Hans przyglądał się ze zdziwieniem na kumpla, nie widział go już od dawna w tak dobrym humorze, szczególnie że nigdy nie stawiał komuś alkoholu za darmo. Nallyn strzepnął brud ze swojego ramienia, patrząc na Mortego z miną zabójcy, po czym cała trójka wyszła z domu Eryka, kierując swe kroki w stronę Jamy.
Całe miasto świętowało nadejście nowego roku. Tłumy wyszły na ulice, bawiąc się i pijąc za nowy rok. Przeciskając się przez rozbawiony tłum, wreszcie dotarli do karczmy. Wchodząc Morte zauważył znajomego mu chemika w towarzystwie czterech dziwek. Wcześniej z Hansem opracowali niecny plan odegrania się na krasnoludach-ochroniarzach, za to, że śmiali się z ich braku umiejętności pisania i czytania. Plan zakładał kupienie proszku nasennego, wsypanie go do kufli krasnali, po czym napisanie im na czołach różnych tekstów. Przeciskając się do baru zapoznali Nallyna z ich planem. Zamówili trzy piwa, przy czym Morte poprosił jeszcze o dodatkowy drink dla chemika.
- 100 złotych monet – wykrzyczał do nich przez tłum bawiących się ludzi Throgin, barman Jamy.
Hans i Morte po chwili zdziwienia zaczęli się śmiać.
- Dobra chłopaki, 7 srebrnych. – poprawił się barman. Morte szybko zapłaciłi i oddalili się w kierunku chemika. Chemik zabawiając dziewczyny, świętował sylwestra w najlepsze. Przysiadali się do niego, po czym Morte pchnął drinka w kierunku chemika. Ten spojrzał na kielona i zamaszystym łukiem wlał go do swojego organizmu.
- A kogo wy tu macie??- spytał się chemik, patrząc prawie ślepymi oczami na Nallyna.
- A to nasza nowa dziwka. – odpowiedział Morte.
- Całkiem ładna. – zgadnął, po czym zaczął obmacywać Nallyna. – Może pójdziemy na zaplecze??
Hans z ledwością powstrzymywał się od śmiech.
- Dobrze, jeżeli załatwisz dla mnie trochę zielonego proszku. – Zachęcał kobiecym głosem Nallyn.
- Dla ciebie zrobię wszystko.
Skierowali się razem w mocnym uścisku na tyły karczmy. Hans i Morte w tym czasie zajęli się prawdziwymi kobietami. Po jakimś czasie zobaczyli wychodzącego Nallyna i chemika z zaplecza. Ich nowo poznany towarzysz poruszał się z trudnościami, jak by był na beczce prostowany.
- Jutro rano dostarczę zielony proszek tutaj. - Chemik na pożegnanie klepnął go po dupie, po czym wyszedł.
Nallyn zmęczony przysiadł się do stołu, momentalnie Morte znacznie się od niego odsunął. Korzystając ze święta, Morte i Hans nadużyli alkoholu i od czasu do czasu wytykali Nallynowi orientacje seksualną. Balowali do rana, świetnie się bawiąc. Morte podziękował Nallynowi za poświęceni w ich sprawie. Na twarzy Hans pojawił się dużych rozmiarów uśmiech. Coś około dwunastego kufla piwa, gdy słońce już zaczynało swoją wędrówkę po niebie, w wejściu pojawił się jakiś człowiek niosący dość sporych rozmiarów beczkę. Kroki swe skierował do ich stołu.
- Oto zamówiona beczka z zielonym proszkiem, Paniiii??!!… - ze zdziwieniem przyglądał się Nallynowi. – O przepraszam, Panie, mojemu mistrzowi znów musiało się coś pomylić. Zostawił beczkę i pospiesznie wyszedł. Hans wziął beczkę i zaniósł ją na zaplecze. Towarzysze podążyli za nim. Hans otworzył wieko beczki swoim mieczem, zawartość okazała się zielonym proszkiem.
- Może najpierw wypróbujemy działanie proszku, zanim damy go krasnalom. – wydedukował Hans. Szybko zniknął za drzwiami. Słychać było tylko odgłosy szarpaniny, po czym Hans przytargał jakiegoś nieszczęśnika za bety do pokoju. Nallyn założył rękawiczkę i nabrał garść proszku w dłoń. Morte przyglądał się temu z zaciekawieniem, czyszcząc nożem swój paznokieć. Hans na siłę otworzył usta człowieka. Do gardła trafiła dość spora ilość proszku reszta posypała się po twarzy i na szyje. Na twarzy świnki doświadczalnej wystąpił grymas bólu. W miejscach gdzie proszek zetknął się z gołą skórą wystąpiły ropiejące bąble. Z ust zaczęła się toczyć piana zmieszana z krwią. Próbka chwyciła się za gardło, padła na ziemie, po paru spazmach bólu znieruchomiała.
- Może daliśmy za dużo?? – spytał Hans – Czekajcie pójdę po następnego.
Zatrzymali go jednak zanim wyszedł. Morte ostrożnie odebrał trochę proszku i podpalił. Ku zdziwieniu wszystkich proszek mocno się palił, dając przy tym ładny zielony ogień.
- Chodź spalimy twoją chatę??!! – powiedział Hans do Mortego – I tak wkrótce odpływamy.
- Dawaj!! – odpowiedział.
Hans chwycił za beczkę i skierowali się w stronę chaty.
Nallyn jednak nie chciał uczestniczyć w grillowaniu, poszedł więc do domu Eryka. Po całej chacie roznieśli proszek, tworząc ścieżkę na zewnątrz. Morte artystycznym ruchem wyrzucił pozostałość swojego palącego się cygara na przygotowaną ścieżkę. Ogień szybko powędrował w stronę domu. Nie minęła chwila a już cała chałupa stała w płomieniach. Piękna zielona łuna rozświetlała noworoczne niebo. Nagle dla Mortego świat zwolnił, wypowiedzi Hansa stały się nie zrozumiałe. Ogień zmieniał się w dziwne kształty, przybierał różne formy, nienaturalne jak na zwykłe palenisko. Zielony dym unoszący się nad ogniem, nagle zaczął się formować w oczy i przypatrywać się dogłębnie Mortemu. Świat zaczął zmieniać barwy, to przechodząc od ostrej czerwieni do pomrocznej czerni. Morte słyszał trzepotanie tysiąca, jak nie więcej, muszych skrzydeł. Nagle poczuł jak jakaś dłoń chwyta go za ramię. W panice szybko się odwrócił, tracąc przy tym równowagę. Leżąc na ziemi widział jak wokoło niego gromadzą się dziwne istoty. Większość z nich była powykręcana przez różne choroby. W większości z nich skóra była najeżona bąblami i zwyrodnieniami. Morte zobaczył czyjąś rękę chwycił nią, ta go pociągnęła. Rzeczywistość wróciła do normy. Zobaczył Hansa trzymającego go za dłoń.
- Co ci jest?? – zapytał Hans.
- Nie wiem.
Po chwili zastanowienia i wpisaniu dziwnych zjawisk w delirkę alkoholową Morte poprosił Hansa o lokum w jego domu. Idąc ulicą Morte zauważył że cały czas za nim podąża dość spora grupa szczurów a nad jego głową latają muchy. Wkurzony tym zjawiskiem, kazał im iść w cholerę. Ku jego zdziwieniu nagle szczury znikły i muchy przestały nad nim latać.
Dom Hansa przypominał ruinę, zresztą jak wszystkie domy w tej dzielnicy. Morte rozglądnął się za jakimś jedzeniem, oczywiście nic nie znalazł. Nie widząc dodatkowego posłania położył się w kącie. Zaczął mocno chrapać. Hans przed snem zauważył jeszcze jak po ciele kolegi chodzą robaki włażąc do jego ucha, nozdrzy i pod ubrania. Natomiast szczury ułożyły się w okrąg wkoło jego ciała. Przespali się parę godzin, wstali i po porannej „toalecie” ruszyli do domu Eryka. Hans w międzyczasie jeszcze zabrał parę rzeczy z domu oraz wyprowadził swojego wymizerniałego konia „Iwana”. Przy wejściu do posiadłości, ochroniarze nawet ich nie zatrzymali. Weszli do środka. W głównym pokoju już stał Nallyn przygotowany do podróży w świeżym ubraniu i kuferkiem z doku. Po chwili do pokoju weszła Ashtarte oraz paru służących niosących jej kilka skrzyń bagażu podręcznego. Razem z Hansem Morte żartował o nocnych igraszkach Nallyna z chemikiem, co bardzo ubawiło wszystkich oprócz samego Nallyna. Na pocieszenie Morte poklepał go po ramieniu, zostawiając okrutnie brudny odcisk jego dłoni. Nallyn ledwo się powstrzymał od zabicia brudasa na miejscu. Wyszedł się przebrać. Zebrali się na zewnątrz, gdzie czekała już karoca i osiodłany i dożywiony koń Hansa. Hans wsiadł na konia, elfka i zakapturzony człowiek weszli do karocy. Morte już miał dosiąść się do nich, gdy zobaczył na twarzy towarzyszy grymas obrzydzenia. Postanowił że pójdzie piechotą do portu. Wchodząc do coraz to biedniejszych dzielnic znów zauważył idące za nim szczury i zbierające się wokoło niego muchy. Przegonił je siarczystym przekleństwem. Rozproszyły się nagle. Zaciekawiony, postanowił kontynuować doświadczenie. Zobaczył szczura i gestem nakazał mu podejść. Ten stawił się jak żołnierz.
- Zaklaszcz – powiedział do niego Morte.
Szczur z dużymi problemami, stanął na tylnich łapach i zaczął machać przednimi, co po części przypominało klaskanie.
- Nie lubisz arystokratów. Chcesz ich wszystkich zniszczyć. Przywołaj mnie a będę ci pomagał. – powiedział gapiący się na niego szczur. Po czym zamienił się w obłok i znikł.
- Muszę przestać żłopać te tanie wino. – powiedział i poszedł w stronę portu.
Ładowanie dobiegło końca, gdy Morte wchodził na trap. Łódź nie wyglądała imponująco, zwykła średnia łódź do pływania po rzekach. Jeden maszt pośrodku oraz na wypadek bezwietrznego dnia kilka wioseł po bokach. Cała czwórka została sama na statku. Na szczęście Nallyn trochę umiał nawigować, wiec zajął miejsce przy sterze. Zrefowali żagle i już miała znacząc się ich przygoda na wodach, lecz statek nie ruszał. Chwile zastanowienia i zobaczyli linę trzymającą ich do portu. Hans długo się nie namyślając wyciągnął miecz i wprawnym ruchem rozłączył ich statek ze stałym lądem. I tak oto właśnie stracili linę cumowniczą. Statek ospale zaczął nabierać prędkości. Po paru minutach wyszli z portu i udali się w kierunku Altdorfu. Morte widząc smutną wizje przydługiej i nudnej podróży, zaczął przeszukiwać ładownie. Po zaopatrzeniu się w parę butelek, zaczął uprzyjemniać sobie wycieczkę na statku. Po paru łykach znowu zebrały się koło niego muchy. Widząc znudzoną twarz towarzysza-nawigatora, postanowił trochę uprzyjemnić i jego podróż. Wysyłał co parę chwil muchy żeby go gryzły. Zabawa jednak się znudziła i zaczął szukać innej. Godziny mijały na nudnej podróży. Ashtarte nie wytrzymując już smrodu kompana podała mu mydło. Morte z zaciekawieniem wziął je i nie wiedząc co z tym zrobić, zaczął je jeść. Smakowało ohydnie a na dodatek z ust zaczęła mu lecieć piana. Przypominając sobie świnkę doświadczalną z Jamy i eksperyment z zielonym proszkiem, szybko wyrzucił mydło za burtę, po czym wyrzygał zawartość żołądka do wody. Podejrzliwie patrząc na Ashtarte poszedł na drugi koniec łodzi. Była już późna noc, gdy na horyzoncie zobaczyli czerwoną łunę. Powoli zbliżając się do miejsca zobaczyli płonące budynki jakiejś wsi. Zacumowali do zniszczonego pomostu, używając liny Mortego. Wioska była całkowicie zniszczona, tylko dwa budynki stały jeszcze jakoś, reszta albo już spłonęła albo właśnie wchodziła w ostanie stadium. Ciała mieszkańców były zmasakrowane i porozrzucane bez ładu po całej wiosce. Ziemia była śliska od krwi nieszczęśników. Przypatrując się bliżej zauważyli drzewa pościnane jakby jednym machnięciem ogromnego miecza. Las był ucięty na wysokości rosłego człowieka, nawet bardzo rosłego. Wyobraźnia Hansa pracowała, widział ogromnego stwora trzymającego nie mniejszy miecz, machającego z ogromną siłą. Przypatrzył się budynkom, kilka z nich było poprzecinanych na pół. Wzrok Hansa padł na ręce Ashtarte, wokół których zaczął zbierać się powoli fioletowy wiatr. Coś jednak musiało pójść nie tak, gdyż wiatry zaczęły drgać chaotycznie. Ashtarte upadła na ziemie. Z nosa leciała jej krew i trzymała się za prawą pierś. Badając delikatnie, poczuła dziwny znak wypalony na jej skórze. Pomogli jej dość do siebie, po czym zaczęli badać dwa stojące jeszcze budynki. Hans podszedł do jednego i otworzył drzwi. Ku jego zdziwieniu zobaczył, że po drugiej stronie nie ma ścian. Zamknął drzwi, po paru krokach budynek rozleciał się z hukiem. Morte przypatrywał się kumplowi. Zobaczył że pobliska krew zbiera się koło nóg maszerującego kompana. Hans przystanął na chwile i odwzajemnił spojrzenie. Co raz więcej krwi zbierało się przy nim. Morte spojrzał na oczy towarzysza. Płonęły złowieszczym czerwonym blaskiem. Morte po raz kolejny przypisał te wydarzenia, opróżnieniu paru butelek wcześniej na statku.
Hans rozglądając się po pobojowisku zauważył coś dziwnego – jeden z trupów podniósł głowę i popatrzył na niego... Zanim Hans zwrócił na to uwagę towarzyszy wzrok trupa zgasł...
Weszli wszyscy do ostatniego budynku. W środku leżało kilka trupów, po za tym była to normalna wiejska chałupa. Morte zaczął się rozglądać za jakimiś kosztownościami, ale nic ciekawego nie znalazł. Nallyn bacznie zaczął przeszukiwać pomieszczenie. Odkrył ukryte wejście do piwnicy. Ostrożnie otworzył klapę. W środku panowała ciemność. Wyjął ze swojego kuferka lampę oraz stwierdzając brak drabiny, linkę z hakiem. Zaczepił hak i ostrożnie zsunął się na dół. Piwnica wyglądała normalnie, zwykłe pomieszczenie. W rogu stały trzy beczki. Otworzył je po kolei. Jedna zawierała wodę a dwie swojskie wino. Przez umysł Mortego przeleciał pomysł zabrania beczek, ale po namyśle stwierdził, że to daremny trud.
Zobaczył jeszcze, że pod podłogą, w miejscu gdzie stał Hans, zebrała się duża kałuża krwi, po czym cała czwórka opuściła zniszczoną wioskę. Ashtarte zauważyła, że Hans stąpając po śniegu zostawia znane jej ślady – znaki Khorne’a.
-Chyba bogowie się Tobą zainteresowali- powiedziała do Hansa.
-Bogowie? Kurwać jacy bogowie! Niech dadzą mi spokój! - wykrzyknął, czyżby wystraszony Hans.

Weszli na statek i kontynuowali podróż do Altdorfu. Płynąc dalej, rzeka zaczęła się rozszerzać a na horyzoncie zaczynały się pojawiać budowle ogromnego miasta. Wpływając do portu, patrzyli jak setki, mniejszych i większych, statków to wpływają to wypływają z portu. Zacumowali do jednego z mniejszych doków i zaczęli powoli zbierać się do zejścia na ląd. Hans zostawił swojego „Iwana” na statku. Wtedy to Nallyn wyjaśnił im przyczynę wyprawy do Altdorfu. Mieli odszukać ojca i matkę Kibetha i rozprawić się z nimi. Nallyn znał tylko parę informacji dotyczących ojca. Wiedział, że był tu znanym złodziejem i siedział w zakładzie penitencjarnym cztery lata. Zeszli na ląd i skierowali się w stronę miasta. Przechodzili właśnie koło jednej z karczm portowych, gdy na Hansa wpadło dwóch typów wychodzących z baru.
- Co jest turyści uważajcie gdzie chodzicie!!! – wykrzyczał jeden.
Nie minęła jedna sekunda, a typ leżał już na ziemi z podbitą twarzą. Morte szybko dołączył do bójki, Ashtarte i Nallyn trzymali się od tego z daleka. Drugi amator bójek barowych, szybko wezwał z lokalu pozostałych kumpli. Zapowiadało się ciekawe powitanie z miejscową ludnością. Z karczmy wybiegło w sumie sześciu chłopa. Dwóch z nim biegło na Mortego, reszta na Hansa. Zaczęła się porządna bijatyka. Hans bez problemu powalił na wstępie jednego gościa. Z kolejnymi szło mu gorzej, oberwał parę razy w twarz i dostał dość mocno w nogę, co zaprocentowało zwichniętą kostką. Jednak udało mu się powalić kolejnych. Po czym znudzony tą zabawą wyciągnął miecz. Mortemu szło o wiele gorzej, dostawał niezłe cięgi na twarz i brzuch. By go nawet zapałowali na śmierć, gdyby nie wezwał na pomoc much, które zaczęły potwornie kąsać napastników. Po tej akcji, ci, którzy jeszcze się trzymali na nogach, uciekli i weszli z powrotem do knajpy. Z zaułka nadbiegli strażnicy miasta. Całą sytuacje uratowali Ashtarte i Nallyn, wytłumaczyli, że bojkę zaczęli pijacy z karczmy. Strażnicy tylko popatrzyli i wrócili do swoich obowiązków, nie interesując się tą sprawą dalej. Wszyscy wrócili na statek. Nallyn po paru trudnościach nastawił kostkę Hansowi, a jakimś cudem rany Mortego zaczęły się szybko zabliźniać. Zaczęli się zastanawiać na planem działania, musieli poznać imię i adres ojca Kibetha. W czasie gdy Ashtarte i Nallyn się zastanawiali, Morte namawiał Hansa na mały rewanż z miejscowymi w środku portowej karczmy. Hans jednak nie był w humorze do kontynuowania bijatyki. Nallyn doszedł do wniosku, że pójdzie razem z Ashtarte do zakładu penitencjarnego i tam zaciągnie informacji. Poda się jako kuzyn Kibetha, który szuka swojego wuja, a Ashtarte będzie jego żoną. Hans i Morte w tym czasie będą pilnować statku. Elfka jeszcze przed odejściem pogroziła Mortemu żeby nie przeglądał jej reczy, właśnie w chwili, gdy ten pomysł formował się w jego umyśle. Zostając na statku i nie mając lepszego zajęcia otworzyli po butelce swojskiej czystej i zaczęli delektować się alkoholem. Pozostała grupa szybko trafiła do zakładu, pytając się przy tym przechodniów o drogę.
-Słuchaj, a co będzie jeżeli zapytają jak to możliwe że jesteś z rodziny i nie wiesz kogo szukasz? - zapytała Ashtarte.
-Masz rację, musimy wymyśleć coś innego. - stwierdził Nallyn.
Zakład okazał się być wielkim zamkiem wybudowanym w środku miasta. Podeszli do wrót. Nallyn silnie zapukał w bramę. Otworzyła się zasuwa pokazująca oczy.
- Czego?? – spytał „uprzejmym” tonem wartownik.
- Przyszliśmy przeglądnąć księgi wieczyste.- odpowiedział Nallyn.
Zasuwa zamknęła się i nic się nie działo. Nallyn zapukał jeszcze raz. Otworzyła się zasuwa.
- Księgi wieczyste, dobre, takiego tekstu dawno nie słyszałem. Wejdźcie. – smiał się z nich wartownik Otworzyły się małe drzwi wbudowane w bramę, po czym weszli.
- Dobra, czego chcecie??
- Chcemy przeglądnąć rejestr więźniów.
- Dobra, ale to będzie kosztowało 10 złociaków.
Nallyn wręczył wartownikowi pieniądze.
- Dobra, to teraz pójdziecie prosto do tych drzwi, skręcicie w prawo, potem w lewo, potem znowu prosto, przejdziecie przez bramę i tam będzie rejestr.
Podziękowali mu u przejmie, po czym skierowali się według instrukcji. Przechodząc przez ostatnią bramę zauważyli, że są poza warownią naprzeciw portu. Poczuli się silnie oszukani. Wrócili na statek. Gdy Hans i Morte zaczęli się wypytywać jak im poszło, odpowiadali zawile nie wyjaśniając zajścia. Skierowali się do najbliższej karczmy w poszukiwanie członka gildi złodziei. Wydedukowali, że ojciec Kibetha był złodziejem, i to dość znanym, pewnie ktoś zna jego imię. Wkroczyli do karczmy. Typy z poprzedniej walki nagle się podnieśli, ale widząc Ashtarte i Nallyna wycofali się na miejsca. Nallyn zaczął pociągać się za ucho, był to gest proszący o kontakt. Przysiedli się do stołu i coś zamówili. Po chwili dosiadł się dziwny gościu.
- Czego chcecie?? – spytał się.
- Poszukujemy ojca gościa o imieniu Kibeth. Ojciec podobno siedział w zakładzie penitencjarnym. – Spytał się Nallyn.
- No znam takiego jednego i chyba faktycznie jego ojciec siedział. Mogę go wskazać, ale to będzie kosztowało.
- Dobrze, zapłacimy.
- Ej Kibeth chodź no tutaj, szybko!! – wykrzyczał złodziej.
W stronę stołu przeciskał się jakiś bachor.
- Kibeth weź przyprowadź swojego ojca, jacyś panowie go szukają.
- Nie, dobra to nie ten, nie tego szukamy.
- Jasne, ale panowie pieniążki się należą. – Nallyn zapłacił typowi.
- To co, mam przyprowadzić ojca?? – dopytywał się mały.
- Nie, idź stąd.
Po kolejnej nieudanej próbie poznania miejsca zamieszkania ojca. Morte i Hans postanowili, że teraz oni pójdą do wiezienia zdobyć informacje. Trochę się gubiąc w gąszczu nieznajomego miasta wreszcie trafili do zakładu. Bramę otworzył im ten sam zabawny wartownik i cała historia powtórzyła się na nowo. Gubiąc się ponownie w drodze powrotnej do baru, Morte zauważył znaki wskazujące na miejsce spotkań złodziei. Zapukał tajnym kodem. Drzwi otworzył mu niziołek. Po nieumiejętnej wymianie zdań w złodziejskim języku, zostali wpuszczeni.
- Dobra chłopaki, co chcecie. Tylko mówcie normalnie, bo widze że wam nie wychodzi w kodzie.
- Szukamy ojca gościa o imieniu Kibeth. Mamy dla niego robotę. Słyszeliśmy, że jest nie zły. A szykuje się niezły skok. Siedział cztery lata w więzieniu.
- No znam typa. Co to za robota za ile i gdzie??
- O tym będziemy rozmawiać tylko z nim.
- Dobra napisze wam adres jak zapłacicie 90 złociaków.
- 45.
- Dowidzenia panowie.
- Dobra, a może wyświadczymy ci jakąś przysługę a ty nam powiesz??
- Przysługę to moi ludzie wam wyświadczą zabijając was. – chwile się zastanawiał – Chociaż dobra jak zabijecie jednego strażnika to spuszczę wam o 20.
- Dobra zapłacimy teraz 90 podasz nam adres i przyjdziemy do Ciebie po nasze 20 jak go wykończymy. – Wtrącił się Hans.
- Zgoda, Herman Lustig, jest strażnikiem w więzieniu, pracuje dla jednego karczmarza w porcie.
Rzucili obaj po 45 złotych monet, a niziołek napisał adres i wręczył Mortemu. Ostatnio Morte zaczął się trochę uczyć pisać i czytać, ale nie udawało mu się to za bardzo. Odczytał tylko Bash Rozeburg, reszta napisów nie miała sensu. Wyszli z domu i zaczęli szukać towarzyszy. Minęło parę dobrych godzin nim znaleźli się nawzajem na ulicy. Wręczyli Nallynowi kartkę, żeby odczytał. Wszystko wyglądało na prawdziwe. Morte jeszcze miał pretensje o te 90 złociaków, ale ani elfka ani Nallyn nie chcieli oddać mu forsy. Szybkim krokiem skierowali się pod wskazany adres. Dom Basha okazał się sklepem ogrodniczym, jak na ironie. Weszli do środka. Za kontuarem stał, człowiek już w podeszłym wieku. Nallyn rozpoznał w nim rysy twarzy Kibetha.
- Słucham, co podać.- Powiedział Bash.
- Szukam jakiś kwiatków na pogrzeb. – Zaczął Nallyn.
- O to smutne, a jakie dokładnie?
- Jakieś czarne, zmarła mi żona. Pan ma żonę??
- Nie, nie mam, przykro mi. Mam czarne róże zaraz przyniosę. – Bash wyszedł na zaplecze.

Nallyn powiedział Mortemu i Hansowi żeby zobaczyli z tyłu czy Bash nie próbuje uciec. Wyszli na ulice i zaczęli okrążać budynek. Wrócili jak Bash był już w środku.
- Szefie już?? – spytał się Hans Nallyna.
- Tak już!! – wykrzyczała Ashtarte.

W tej chwili Bash zniknął, słychać było tylko dźwięk otwierającej się zapadni. Wszyscy wyciągnęli miecze. Nallyn powoli i ostrożnie zaczął się wychylać zza kontuaru. Ledwie wystawił ciało, a już w jego ramieniu siedział dobrze usytuowany bełt. Dwa kolejne nie trafiły. Hans szybko przeskoczył kontuar i ciął na ślepo w ciemność zapadni. Cios był potężny, niestety Bash się uchylił. Usłyszeli jak Bash ucieka jakimś kanałem. Morte powoli wlazł do środka. Dwa bełty sterczały mu z pleców. Morte w ciemności zawsze widział lepiej niż inni, zobaczył uciekającego Basha. Pozostała trójka zeszła na dół w pościgu za Bashem. Nallyn na słuch próbował trafić z łuku, z mizernym skutkiem. Usłyszeli świst kuszy. Nallyn i Hans oberwali. Morte tylko cudownym przeznaczeniem uniknął trafienia. Poszukał jakiegoś szczura i nakazał mu zatrzymanie Basha. Nagle kilkanaście szczurów włączyło się w chodzącą masę połączoną syfem z kanałów. Ruszyły na uciekiniera. Ashtarte zaczęła zbierać ametystowe wiatry, by zatrzymały Basha. Ale jak poprzednio, magia zaczęła drgać chaotycznie. Nagle w pomieszczeniu pojawiły się z nikąd jakieś demony. Zaatakowały wszystkich z zaciekłością, byliby zginęli tam gdyby potwory zaraz nie zniknęły. Bash upadł związany siłą magii. Szczury go dopadły. Morte nakazał im go zostawić, podbiegli szybko do niego. Ciało miał w opłakanym stanie. Nogi zostały prawie całkowicie zjedzone, w paru miejscach widać już było kości. Na całym ciele widać było liczne ugryzienia z których sączyła się powoli krew, ale jeszcze żył. Towarzysze zaczęli obwiniać Mortego za stan Basha, nie zajmując się przy tym samym Bashem. Po chwili zmarł. Widząc to Morte nakazał szczurom zjeść go do końca. Dziesiątki szczurów zleciały się z różnych kątów ucztując w najlepsze. Był to okropny widok, wszyscy oprócz Moriego i Ashtarte (Morte przyjrzał jej się lekko zdziwiony) zaczęli rzygać. Po skończonej uczcie z ciała biedaka zostało jeszcze tylko resztki wnętrzności i kości. Hans podniósł samopowtarzalną kusze Basha i wraz z Nallynem i Ashtarte wyszli z kanałów do sklepu. Morte natomiast zaczął przeszukiwać resztki ciała. Znalazł dziwny amulet, zamiast paska miał jelita a na końcu dziwny znak. Gdy chował go do płaszcza, ten przywarł do jego ciała i nie dał się już zdjąć. Był ciężko ranny. Znalazł jakiegoś szczura i poprosił go o pomoc w leczeniu rany. Szczury nagle się zebrały a na przód wyszedł największy z nich wszystkich.
- Weź odchody szczurze, zmieszaj je z wnętrznościami i wypowiedz imię Nurgle. Nałóż to na rany a się zagoją. – powiedział szczur.
- Szczury srajcie. – Nakazał im Morte.
Wszystkie w jednej chwili zmieniły się w kupę gówna. Zmieszał to z wnętrznościami i wypowiedział imię Nurgle. Przyłożył maź do ran, zaraz zaczęły się leczyć. Nagle jego ciało zaczęło drgać spazmatycznie, przyleciały muchy. Zaczęły się dobierać do jego skóry. Wchodząc do środka, tworzyły okropne ropienie na całym ciele.
- Oto dar ode mnie, ten muchy będą ci służyły. Wezwij imię Nurgle, jak będę ci potrzebny i służ mi dobrze a będę ciebie nagradzał. – Po tych słowach szczur, zmienił się w obłok i znikł. Morte wyszedł do sklepu. Swoich towarzysz znalazł na piętrze, jak niszczyli pościel żeby zrobić opatrunki na swoje rany. Nallyn natomiast napisał list do Kibetha. Zaczęli rozmawiać o tym, że jeszcze została im do porwania lub zabicia matka. Nie wierzyli Bashowi, że jego żona zmarła. Ashtarte wprawionym okiem kobiety, stwierdziła, że za duży tu porządek jak na mężczyznę. Postanowili zaczaić się na nią w sklepie. Morte usadowił się za kontuarem, Hans czekał na schodach na pierwsze piętro. Nallyn czekał na zewnątrz sklepu, w razie gdyby ktoś próbował z niego uciec. Ashtarte siedziała na górze. Po paru minutach stania do sklepu weszła kobieta. Kupiła parę czarnych róż na pogrzeb.
Gdy wyszła Nallyn postanowił ją śledzić, doszedł do pewnego domu szlacheckiego gdzie okazało się, że faktycznie odbywał tam się pogrzeb. Nie dowiadując się niczego ponad to. Zanim wrócił do obserwacji przed sklepem, do sklepu weszła kolejna kobieta.
Miała długie brązowe włosy, bladą cerę oraz pieprzyk na szyi. Ubrana była w długie białe szaty oraz trzymała torbę wypchaną zakupami.
- Kochanie!! – wykrzyczała.
Morte natychmiastowo przeskoczył przez kontuar. Próbował ją uderzyć, ale ona powaliła go na ziemie. Zamachnął się nogą żeby ją podhaczyc, ale i to się nie udało.
- Kim wy jesteście, co chcecie od mnie???
- Morte!! Zwiąż ją, szybko!! - Hans wyjął zdobyczną kusze i wycelował w kobietę.
Morte wahał się chwile, tak chwila kosztowała ich dużo. Wokół kobiety świeciła teraz jakaś dziwna poświata. Hans strzelił, jednak bełt zatrzymał się przed celem i upadł na ziemie.
Ostatnie, co widzieli to oślepiający blask. Kobieta ominęła Hansa i w biegła do pokoju na piętrze. Zablokowała drzwi czarem i odetchnęła. Wtedy zza jej pleców rozległo się:
- Cześć. – Uśmiechnęła się Ashtarte do zaskoczonej kobiety.
Co się stało między nimi pozostanie ich tajemnicą. Morte i Hans stali pod drzwiami, gdy te nagle się otworzyły, najpierw wszyła Ashtarte a za nią, kobieta, która usiłowali unieruchomić.
- No wiesz mam takie rozdwojone końcówki. – zagadywała Ashtarte.
Wyobraźnia Mortego przedstawiła mu czar który go atakuje tysiącami zaostrzonych końcówek.
-A co do kwiatów, to oczywiście, możesz wybrać jakie tylko sobie zażyczysz. – Kontynuowała Ashtarte, gdy schodziły schodami. Hans i Morte stali oniemiali. Po chwili ze szklarni dobiegł ich głos Ashtarte.
-Hej, chłopaki! Pomóżcie nam z tymi kwiatami, bo same nie damy rady! – Hans i Morte spojrzeli po sobie, po czym zeszli na dół i zabierali kwiaty jakie wskazywała owa kobieta. Pierwsze kwiaty, jakie złapał Morte zwiędły w ciągu kilku sekund, więc ostatecznie kwiaty nosił Hans. Gdy wkładał je do karety stojącej przed sklepem kobieta odezwała się zwracając się do Hansa i Mortego:
- No dobra wybaczam wam wasz wybryk. Nie atakujcie na przyszłość stałych klientów. Koszty leczenia przyśle na ten adres. – dopiero teraz zdjęła iluzje pokazując prawdziwe obrażenia od bełta Hans. – A teraz, żegnam was.
Wymieniła tylko na odchodnym znaczące spojrzenie z Ashtarte i wyszła.
Czekali jeszcze długo obsługując jeszcze kilku klientów. Morte oczywiście chował utarg do swojej kieszeni. Pojawiła się kolejna kobieta.
- Co wy tu robicie?? Gdzie jest Bash?? – zaczęła się wypytywać.
Dostając nauczkę poprzednim razem, nie zaatakowali jej od razu.
- A kim Pani jest?? – spytała się Ashtarte
- Jak to kim, sprzątaczką tego brudasa. A wy to kto?? Ach tak Bash mówił mi, że ktoś ma przyjść naprawić dach.
Poszli za nią do góry.
- A to co? Dach jeszcze nie naprawiony. Pościel porwana. Bierzcie się do roboty. A ty – wskazała na Mortego – może byś się najpierw umył, cuchnie od ciebie na kilometr.
- A Bash nie ma żony, żeby mu sprzątała?? – spytała elfka.
- Zmarła rok temu, teraz ja mu sprzątam. A to co jakiś list leży.
- To dla Kibetha, może Pani mu go przekazać. – poprosił ładnie Nallyn.
- Kibeth, niech on wreszcie odwiedzi swojego ojca, już od jakiegoś czasu się nie pokazuje. Jak wróci to mu go przekaże.
Cała czwórka wyszła udając, że idzie po materiały na dach, opuszczając wreszcie sklep.
Z uczuciem dobrze wykonanej roboty, kierowali się w stronę portu. Słońce już zachodziło gdy nagle Hansowi, przypomniało się że mają jeszcze jedno zlecenie od niziołka.
- Mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia, przygotujcie łódź, za jakaś godzinkę powinniśmy wrócić. Wtedy od razu odpłyniemy. – powiedział Hans, po czym wraz z Morte skierowali się w poszukiwaniu strażnika. Morte przywołał szczura i kazał zaprowadzić ich do Hermana Lustiga. Dom ich ofiary nie wyglądał imponująco, ot zwykły budynek. Hans zapukał.
- Czego chcecie? – zapytał się ostrym tonem przez drzwi Herman.
- Mamy dla ciebie wiadomość. – kłamał Hans.
- Od kogo?
- Z karczmy przy porcie – po chwili namysłu powiedział Morte.
Herman otworzył powoli masywne drzwi, patrząc uważnie na przybyszy. Weszli do środka. Morte zobaczył, że jego towarzysz nagle się zmienił. Jakby urósł, a rozmiar jego mięśni nagle się powiększył. Ledwo co ciało mieściło się w jego pancerzu. Oczy jego paliły się piekielnym ogniem. Hans tylko się rozglądnął. Szybkość, z jaką wydobył miecz z pochwy, była oszałamiająca, tylko dzięki wyćwiczonemu oku, Morte złapał ten moment. Po ułamku sekundy ciało Herman wisiało przybite mieczem przez głowę do sufitu. Krew lała się strumieniami i zbierała koło Hansa. On tylko patrzył się na swoje dzieło i rozkoszował chwilą. Morte widząc nadarzającą się okazje przeszukiwał dom, jednak znalazł tylko dwa cenne złote świeczniki oraz srebrną zastawę stołową.
- Weź odetnij mu łeb i idziemy do niziołka. – Powiedział Morte.
Hans płynnym ruchem wyjął miecz i gdy jeszcze ciało spadało, odciął głowę bez problemu. Krew trysnęła po całym pokoju, zabrudzając przy tym okna, drzwi oraz twarze i ubrania zabójców. Hans ucieszył się na widok rozbryzganej krwi. Morte podszedł to kałuży krwi i zamoczył palec. Po czym na ścianie napisał : „ Kibeth. Tu byłem.” Hans podszedł do paleniska i kopnął go z całej siły. Dom zaczął się powoli palić.
- Teraz ten napis spłonie. – Zmartwił się Morte – Nie czekaj, weź wywal ten kawałek ściany i wyrzuć go za okno.
Hans popatrzył na ścianę, paroma potężnymi kopnięciami zdołał naruszyć konstrukcje. Złapał mocnym uściskiem kawałek ściany i z całej siły wyrzucił go za okno. Zapakował jeszcze głowę do worka i poszli pospiesznie do domu niziołka. Nikt nawet nie zatrzymywał ich, widząc Hansa w tak bojowym nastroju. Dotarli do chaty bez problemu. Zapukali doniośle. W momencie gdy otworzyły się drzwi, Hans wyrzucił głowę Hermana na podłogę. Niziołek był tak wstrząśnięty tym zdarzeniem i przemianą Hansa, że bez pytania zapłacił. Dopiero później, gdy już odeszli, zobaczył ścieżkę krwi ciągnącą się wzdłuż ulicy w stronę mieszkania Hermana.
Szli ulicą w stronę portu. Ashtarte zauważyła ich z daleka na tle łuny palącego się gdzieś budynku. Weszli szybko i od razu odpłynęli. Hans i Morte zaczęli świętować udane łowy.
- To gdzie teraz płyniemy?? – spytał się Morte.
- Wracamy do Marienburga. – odpowiedział Nallyn.
I znów to ostanie zdanie zepsuło cały wieczór Mortemu. Przypomniał sobie jak spalił sobie własną chatę.
- No cóż będę spał w kanałach – pomyślał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iwan dnia Nie 13:53, 17 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
horned
Administrator



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Czw 23:18, 14 Gru 2006    Temat postu:

Co tu więcej dodać kolejne świetnie napisane opowiadanie!
Czekam na następne "streszczenia" Smile sesji !!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin