Forum Warhammer Sesje Strona Główna Warhammer Sesje
NASZE SESJE WARHAMMERA
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Niespodziewane spotkanie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Pon 23:16, 18 Gru 2006    Temat postu: Niespodziewane spotkanie

Statek kołysał się spokojnie na falach rzeki płynącej do Marienburga. Ashtarte, Morte, Hans i Nallyn wracali po dobrze spełnionej robocie do swojego miasta. Liczyli na niezły zarobek po zabiciu Basha, lecz obawiali się reakcji Kibetha. Płynęli spokojnie napędzani przez wiatr i spokojnie płynący prąd rzeki. Przybrzeżne drzewa kołysały się spokojnie w takt wiejącego wiatru. Ashtarte od czasu do czasu narzekała na odór bijący od jej towarzysza Mortego. Gdy podpływali do zniszczonej wioski, coś dziwnego zaczęło się dziać koło nich. Statek nagle się zatrzymał, drzewa przestały kołysać się na wietrze a ptaki szybujące nad nimi stanęły w miejscu. Nallyn przestał się poruszać. Słowa wypowiadane przez towarzyszy nie dochodziły do ich uszu. Nikt z drużyny nie wiedział co się dzieje. Hans poruszał się niepewnie, po czym wyskoczył za burtę statku, próbując doskoczyć do zniszczonego pomostu. Skok był udany jednak, pomost był za daleko. Hans już przygotowywał się do niespodziewanej kąpieli, gdy jego nogi napotkały dziwną przeszkodę. Woda stała się twarda jak zwykła ziemia. Ze zdziwieniem patrzył jak się nie zanurza w toń rzeki. Zrobił parę niepewnych kroków, jednak nadal woda nie chciała ugiąć się pod jego stopami. Przeszedł tak aż do samego pomostu. Popatrzył na towarzyszy, widział na ich twarzach wyraz zdziwienia. Ich usta poruszały się jednak żadne słowa nie dochodziły do jego uszu. Morte próbował poruszyć Nallynem jednak ten wrósł do statku jak drzewo. Nagle pod Hansem pokazała się dziwna czerwona plama, zaczęła powoli wciągać go do środka. Im bardziej próbował się z niej wydostać, tym bardziej się w niej zanurzał. Morte widząc przyjaciela w kłopotach, wyskoczył ze statku i szybko biegł po wodzie do kolegi. Hans prawie całkowicie znikł w czerwonej otchłani, wystawały już tylko jego ręce i głowa. Morte złapał rękę kolegi i zaczął ją mocno ciągnąc. Próby wyciągnięcia spełzły na niczym, za to sam wpadł do dziwnej dziury. Zanim otchłań całkowicie i jego wciągnęła zobaczył, że Ashtarte też jest pochłaniana przez podobną dziurę. Leżeli teraz w nieznanym miejscu w gęstej mgle. Nie widzieli nic oprócz kawałka ziemi pokrytej śniegiem pod ich ciałami. Dłoń Mortego została zgnieciona przez jakiś przedmiot, zostawiając ślad podkowy. Ledwo widząc przez mgłę, zobaczył tylko kopyto jakiegoś czarnego konia. Koń nie zwracając uwagi szedł dalej. Tym razem stanął na plecach Hans, poczym cofnął się. Mgła powoli zaczęła opadać, ukazując im dziwnie wyglądającego konia oraz jego jeźdźca. Koń wyglądał jak z nocnego koszmaru, cały czarny z dopasowanym rogatym hełmem na łeb. Z nozdrzy leciała mu para skraplając się od niskiej temperatury. Jeźdźcem okazał się niewysoki człowiek. Na twarz miał założone okulary, a jego czarne źrenice świdrowały Hansa na wylot. Ubrany był w długi głęboki szarawy płaszcz zasłaniający niemal wszystko o szerokich rękawach oraz w skórzane rękawice bez palców. Na szyi zarzucony miał cienki, szeroki szal również szary. W dłoni trzymał długą laskę, zdobioną różnymi znakami. Na jego ramieniu siedział kruk. Jeździec przyglądał się chwile każdemu z leżących na ziemi postaci. Ashtarte po chwili skojarzyła postać z krukiem na ramieniu. Był to Thomas Hellsinger, jeden z ludzi do zabicia na ich liście. Jakim to wybrykiem bogów znaleźli się przy nim, nie wiedzieli. Przypatrywał się im chwile, po czym na jego twarzy pokazał się uśmiech.
- Ty jesteś Ashtarte – wskazał na elfkę, mówił głosem spokojnym i zrównoważonym – a wy to pewnie Hans i Morte.
- On jest Morte – Morte wskazał na Hansa – a ja jestem Hans.
Hans rozśmieszony zamianą imion, lekko się uśmiechnął.
- Jesteście od Eryka, szukacie Kibetha – kontynuował rozmowę.
- A może byś się przedstawił!! – wkrzyczał Morte, lecz jeździec tylko popatrzył na niego z niesmakiem i nic nie odpowiedział.
– Może byś zapłacił za zranioną rękę??!!
- Raczej nie, zresztą jest już prawie zaleczona. – Morte popatrzył na dłoń i faktycznie ślad po podkowie już zniknął.
- Którym imieniem mamy się do Ciebie zwracać? - spytała ironicznie Ashtarte
- A z którego mnie znacie...? - postać odparła nadal spokojnie
- Nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie... - rzuciła Ashtarte z typowo szlachecką dumą - Zwłaszcza damom...
-Nie obchodzi mnie czy jesteś damą czy mężczyzną... To nie ma zaupełnego znaczenia...
Sytuacja stawała się coraz to bardziej napięta. Thomas z szedł z konia. Nagle to ich głów doleciał dziwny głos, był to głos kruka siedzącego na ramieniu Thomasa.
- Ej uspokójcie się – mówił kruk – Mój Pan jest takim sztywniakiem.
- Nie podróżuje już z Kibethem, więc może się uspokoicie. – powiedział Thomas – Mam dla was jeszcze pewną księgę.
Wyjął z płaszcza opasłe tomiszcze ze znakiem krzyża zakończonego łukami. Oczy Ashtarte nagle zrobiły się wielkie, gdy rozpoznała skradzioną księgę swojego mistrza.
- Księga Eryka!! – wykrzyczała.
Thomas rzucił księgę którą złapał Hans. Ashtarte natychmiast mu ją odebrała czule przytulając ją do piersi.
- Ale dlaczego ty nam ją dajesz?? – spytała.
- Chyba na tym mu zależy prawda? To jego własność... Ciekawa ogólnie, ale można się do paru rzeczy przyczepić...
- To może się teraz napijemy?? – Morte próbował poklepać po ramieniu Thomasa. Jednak jego ręka przeszła na wylot a iluzja nagle zniknęła. Po chwili z mgły wyszedł prawdziwy Thomas.
- Ja nie pije. – powiedział.
- Nie ufajcie, nie pijącym. – usłyszeli głos kruka – Mówiłem że z niego sztywniak. Ja bym się z chęcią napił. A widzicie jak się gapi na piersi waszej elfki?? Mówię wam on jest zboczony.
Thomas powoli popatrzył na kruka. Ciałem kruka wstrząsnęła jakaś niewidzialna siła, nic już po tym nie powiedział.
- Niezły ten twój kruk, weź mi go pożycz na miesiąc. – powiedział pytająco Morte.
- Nie. Chodźmy jednak to jakiejś karczmy, może jednak mi się na coś przydacie. A pamiętajcie mam was na oku.
Mgła już całkowicie opadła. Ze zdziwieniem zobaczyli, że są w środku jakiegoś miasta. Miasto nie wyglądało zachwycająco. Stali na środku zaśnieżonej ulicy. W około rozmieszczone były kamienne budynki, które pamiętały lepsze czasy. Przypominały Mortemu domy w dzielnicy biedaków w Marienburgu. Rozsypujące się ściany, dziurawe dachy i okna z powybijanymi szybami. Ogólnie w całym mieście panował brud i syf. Nawet śnieg padający z nieba, nie był biały, miał kolor szary, a niektóre płatki nawet były czarne. Przyklejał się do ubrań zostawiając brudne ślady. W całym mieście panował dziwny charakterystyczny odór, lecz Morte nie mógł go z niczym skojarzyć. Po ulicach chodzili ubrani w jakieś szmaty ludzie ze zmieszonymi głowami, nie patrzyli na nic, tylko ślepo szli do przodu. Ashtarte zobaczyła jakieś dziwne duże zwierze. Miało jakieś cztery metry wzrostu, w budowie przypominało człowieka, lecz głowa była byka z długimi rogami, a nogi były zakończone kopytami. Potwór przeszedł koło niej, nawet na nią nie spoglądając. Thomas skierował swoje kroki w jakimś sobie tylko znanym kierunku. Koń jego nagle znikł. Podążyli za nim. Morte szedł za Thomasem, wtedy to do pleców ich nowo poznanego towarzysza pokazał palec.
- Mówiłem że będę miał was na oku. – dopiero teraz Morte zobaczył jakieś oko patrzące się na niego z laski. Było wbudowane na zgrubieniu na szczycie laski.
Dotarli po chwili do jakiejś zrujnowanej karczmy. Hans z siłą popchnął drzwi wejściowe, te pościły na zawiasach i z hukiem upadły na podłogę. W karczmie były zajęte wszystkie stoliki, jednak żadna osoba nie obróciła się zobaczyć co się stało. W środku panowała apatia, ludzie mówili krótkimi cichymi zdaniami. Nie słychać było muzyki i gwaru jak w normalnej karczmie. Klienci pochyleni nad kuflami, powoli sączyli swoje trunki nie patrząc na boki. Karczma wyglądała biednie, podniszczone stoły brudne kufle. Cały wystrój karczmy zamykał się w gołych ścianach. Podeszli do baru. Karczmarz tylko zdawkowo podniósł wzrok na nich i wyczekiwał. Ubrany był w jakieś brudne szmaty. Hans i Morte zamówili sobie po piwie, Ashtarte i Thomas zwieli jakiś sok. Karczmarz przyjął zamówienie bez słowa, wyszedł na chwile na zaplecze po czym wrócił z zamówieniem.
- Wybierzcie sobie stolik. – odezwał się wreszcie.
Hans zrozumiał sens zdania. Podszedł do pierwszego lepszego stolika, przy którym siedzieli dwóch typów. Chwycił jednego i na sile zaczął wyciągać go od stolika. Mężczyzna nic nie mówiąc, pozwolił się wypchać za lokal. Dziwnie patrząc na Hansa zaczął iść ulicą. Hans za ten wzrok chciał go zabić, ale na ulicy kręciło się za dużo osób. Morte podobnie chciał postąpić z drugim, ale gdy dotknął ciała człowieka na jego rękach wystąpiło silne oparzenie. Zdenerwowany jak cholera, kopnął z całej siły w plecy typa. Jego but nagle zaczął się topić, szybko go zdjął i wyrzucił. Typ sam wstał i zaczął wychodzić.
- Wystarczyło tylko powiedzieć. – rzucił do Mortego jak już wychodził.
Brakowało dwóch krzeseł. Hans podszedł do innego stolika który natychmiast opustoszał. Wziął krzesła i wrócił do towarzyszy.
Cała czwórka usiadła.
- W okolicznej kopalni wydobywa się cenny metal, jednak kopalnia została zamknięta z powodu jakiś potworów. Można by było tam zaglądnąć i rozwiązać ten problem. – mówił Thomas
- A co nas to obchodzi, nie widzę tu zysku.– parsknął Morte.
- Za kawałek tego kruszcu, można dostać przynajmniej sztabkę złota. A na dodatek z tego metalu, wytapia się bardzo potężne bronie.
Oczy Mortego jakby na chwile zabłysły.
- Najpierw oddamy księgę Erykowi. – mówiąc to Ashtarte przycisnęła książkę mocniej do piersi.
- Wpadniemy tylko na jakąś godzinkę lub dwie, załatwimy sprawę i już będziemy wracać do Marienburga. Szybko się uwiniemy i jeszcze zarobimy trochę, co ty na to?? – tłumaczył Morte.
- Morte, książka, Eryk dużo za nią zapłaci. Pieniądze. – na to słowo Morte się ożywił. – Książka, Eryk, złoto.
- Przelotem tylko wejdziemy do kopalni a potem prosto do Marienburga, Ashtarte. Zresztą nawet nie wiemy w jakim kierunku trzeba iść do Marienburga.
- Kopalnia jest po drodze do Marienburga. – wtrącił się Thomas.
- Widzisz nawet nie będziemy nakładać drogi. Ashtarte??
Kłócili się jeszcze chwile, po czym Ashtarte z wielkim bólem zgodziła się na plan Mortego.
Kruk od czasu do czasu podpijał z kufla Mortego.
Zaczęli się kierować ulicami do wyjścia z miasta. Morte zauważył na jednym ze straganów ładnie wyglądający but. Podszedł bliżej i zaczął go oglądać.
- Trzy jabłka. – powiedział sklepikarz.
- Co??
- Za ten but, trzy jabłka, jedzenie.
- Nie mam jedzenia, mam złoto.
- Złoto nie, jedzenie.
Morte zdenerwowany rozmową, uderzył sklepikarza w twarz. Z domu koło straganu, wyleciało cztery wielkie bestie z tułowiem byka. Trzepnęły Mortego potężnie ręką. Siła była tak duża, że ciało jego doleciało na ścianę jakiegoś budynku. Jeden z potworów podniósł leżącego handlarza, ten za to go pogłaskał. Morte szybkim krokiem oddalił się od miejsca zdarzenia, doganiając towarzyszy. Oddalając się od miasta, śnieg przestał być brudny, powrócił do normalnego koloru. Przystanęli na chwilę na wzgórzu koło miasta. Dopiero teraz uświadomili sobie jaki brud jest na ich ubraniach. Piękna droga zielona suknia Ashrarte wyglądała teraz na zwykłą szarą szmatę. Obejrzeli się na miasto, z niedowierzaniem zobaczyli ogromny wulkan w środku miasta. Wulkan ten jeszcze się dymił a z wnętrza wydobywały się pyły. Thomas skupił się na chwile po czym przed jego rękami pojawiły się cztery czarne konie.
- Wsiadajcie i jedziemy.
- Ale ja nie umiem jeździć. – powiedział Morte
- Ja umiem, pomogę ci – kruk mówiąc to przysiadł na jednym z koni.
- Dzięki.
Morte niewprawnie wdrapał się na konia. Popatrzył na kruka.
- Wiesz tak naprawdę jak byś nie zauważył to nie mam rąk
Pozostali dosiedli swoich koni. Ruszyli traktem prowadzącym w górę. Całą ziemie pokrywała gruba warstwa śniegu, odbijając boleśnie promienia słońca wprost w oczy wędrowców. Morte po dłuższej chwili, wyciągnął flaszkę. Zaczął powoli sączyć zawartość, kruk się do niego obrócił i otworzył znacząco dziób. Morte bez dłuższego namysłu wlał potężny haust do jego dzioba i tak właśnie przebiegała ich podróż. Natrafili na jakiś niedawno opuszczony obóz. Po środku było wygasłe już ognisko. Zostało jeszcze parę namiotów. Wszędzie w obozie na ziemi były dziwnie duże ślady kopyt oraz jakieś znaki. Hans rozpoznał te znaki, były to znaki Khorna. Od tej chwili podróżowali ostrożniej. Po paru godzinach jazdy napotkali w oddali, grupkę potworów-byków. Thomas dobrze się im przyglądnął.
- Trzeba ich ominąć szerokim łukiem. Bądźcie cicho bo wam się dobiorą do dupy.
- Tak. Tak samo jak pewien chemik do dupy Nallyna.- wykrzyczał pijany już trochę Morte.
Hans wrzasnął potężnym śmiechem. Potwory ich usłyszały i rzuciły się do biegu w ich stronę.
Thomas widząc to zaczął się wycofywać i powoli znikać. Po chwili nikt go już nie widział.
Potwory szybko się zbliżały, otoczyły ich ścianą ciał. Nie było już szans na ucieczkę. Na przód wyszedł mniejszy potwór z zaokrąglonymi długimi rogami.
- Co wy tu robicie!!!?? Związać ich i zabrać do obozu. – krzyknął.
- Czekajcie był jeszcze z nami jeden człowiek. - powiedział chamsko Morte.
- Jeżeli zaraz się tu nie pojawisz, będę powoli ich zabijał. – powiedział w powietrze rogacz.
Morte zaczął powoli żałować swoich słów. Chwila się przeciągała, jednak ku zdziwieniu wszystkich, Thomas wyszedł z ukrycia.
- Związać ich.
- Mnie chyba nie trzeba, cóż mógłbym wam zrobić...? – powiedział Thomas. Rogacz przez chwilę patrzył na posturę człowieka, poczym z obrzydzeniem pokiwał głową.
- Ja też nie będę uciekała – powiedziała Ashtarte. Po czym dostała mocno w twarz od jednego z potworów. Upadała na ziemie, duży siniak zaczął się formować na jej twarzy. Zemdlała. Sprawnie i mocno związali Hansa i Mortego, Ashtarte zarzucił sobie jakiś potwór na ramię.
Popychani i popędzani dotarli do obozu. Obóz był ogrodzony wysoką palisadą. Weszli na środkowy plac. Po obozie kręciło się coś koło setki potworów, ćwiczyli walkę lub rozmawiali ze sobą lub po prostu kręcili się. Morte dopiero teraz zauważył, że na ciele każdego z nich widać znak Korna. Po całym obozowisku walały się różnorakie narzędzia śmierci, od długich na parę metrów mieczy po ogromne młoty bojowe. Rzucili ich na ziemię. Zaczęli ich rozbrajać, Ashtarte mocno ściskała księgę Eryka, ale szybko jej ją zabrali. Podeszli do Thomasa, chcieli mu zabrać jego kostur.
- A co ja mogę zrobić takim kijem?? – tłumaczył się.
Rogacz wyrwał kostur z rąk człowieka, zaczął kręcić nim nad głową młynki z wielką wprawą. Po czym z wielką szybkością uderzył w głowę jednego z potworów. Czaszka pękła, kawałki kości wbiły się w mózg. Z głowy potwora zaczęła się sączyć krew, chwilę się słaniał na nogach, po czym padł martwy. Thomas patrzył na to z niedowierzaniem, nie kłócił się już więcej.
- Mówiłem żeby wracać prosto do Marienburga, a wy nie chodźmy do kopalni – mówił Morte.
Popatrzyli się na niego złowieszczo.
- Jeżeli chcecie przeżyć musicie pokonać tego oto przeciwnika. – rogacz wskazał na wielkiego potwora. Patrzył się na nich świdrując wzrokiem. Był potężny, nawet Hans zaczął się lękać spotkania z nim jeden na jednego.
- Jakie zasady? – pytał się Thomas.
- Żadnej magii, czarowniku. Magia to zło tego świata! - uśmiechnął się złośliwie - Chociaż... Jak chcecie.. Gorgo się wami zajmie... Hehe...
Thomas na chwilę się skupił i zaczął przyglądać dokładnie wskazanemu potworowi. Zobaczył święcącą się aurę wokół przeciwnika.
- Magia nic mu nie zrobi... -.powiedział do towarzyszy.
W takiej sytuacji oczywistym było kto pójdzie walczyć jako pierwszy. Stojąc na środku obozowiska, otoczony okropnymi potworami, Hans zauważył że strużki krwi znów zbierają się dookoła niego.
-Bogowie, bogowie - przypomniał sobie słowa Ashtarte. - Jeżeli to bóg pozwolił mi na uzyskanie siły tak wielkiej że mogłem wyrywać ściany to może pomoże mi i teraz.
Nie zważając na obecność potworów Hans zaczął prosić Khorne'a o łaskę. Jeden z minotaurów to usłyszał.
-TY!!! - ryknął do Hansa. - Ty modlisz się do naszego!?
-Tak!!! - warknął Hans patrząc potworowi w oczy - przynajmniej na tyle na ile mógł.
„I z jego pomocą wyjdę z tego cało" - pomyślał.
- Będziesz się napierdalał ze mną!! - zadecydował potwór.
W tym momencie Hans ryknął dziko, jego oczy zaświeciły się na czerwono a jego mięśnie napęczniały zwiastując nadludzką siłę. Nie tracąc czasu porwał z ziemi wielki młot i natarł na przeciwnika. Cios był potężny. Minotaur mimo swoich wielkich rozmiarów, grubej skóry i pancerza na pewno boleśnie to odczuł. Wszyscy dookoła porzucili swoje zajęcia i z przejęciem obserwowali walkę. Monstrum machnęło swoim gigantycznym korbaczem z trzema wielkimi jak głowa rosłego mężczyzny kulami na końcach łańcuchów.. Dwie kule nie trafiły, Hans cudem uniknął trzeciej. Teraz była jego kolej.
-W imię Khorne'a - zajebię! - krzyknął i z jeszcze większą furią natarł na minotaura. Niestety tym razem potwór ledwo odczuł atak przeciwnika. Szczęśliwie 2 kule korbacza znów nie trafiły, niestety trzecia trafiła powalając Hansa na ziemię.
- Tak kurwa nie będzie!!! - ryczał w furii Hans okładając młotem potwora. Wydawało mu się że niedaleko stojący Morte mruczy coś pod nosem
- Nurgle niech ten potwór zarzyga się na śmierć. – prosił swojego boga Morte.
W tym momencie potwór zaczął konwulsyjnie wymiotować.
- Morte zostaw poradzę sobie! - ryknął Hans - Khornie daj mi siłę! - dodał.
Wbiegł po naprężonym łańcuchu korbacza minotaura, równając się z nim wzorkiem.
- Giń! - zawołał i wyprowadził morderczy cios. Młot wbił się w szczękę potwora przerabiając jego pysk na krwawą miazgę. Przez chwilę była nadzieja że to koniec. Niestety minotaur wytężając wszystkie siły znów zaatakował. Tym razem Hans miał zdecydowanie mniej szczęścia. Podmuch przerzedził mu włosy, druga kula uderzyła go w plecy niemalże łamiąc kręgosłup. Trzecia kula leciała mu prosto w twarz.
- Kurwa! - oprócz wykrzyknięcia tego i zasłonięcia się młotem Hans nie mógł wiele. Siła uderzenia wgniotła go w ziemię, szczęśliwie nie czyniąc większej krzywdy. Hans wstał wspierając się na młocie. Podszedł do słaniającego się na nogach potwora, uniósł młot, machnął nim mierząc w byczy łeb - i trafił. Krwawa miazga rozprysnęła się ochlapując Hansa i kibiców. Hans bezładnie padł na kolana i oparł się na młocie. Dookoła niego wzbiła się czerwona aura krwi, a na ziemi pojawiła się dobrze wszystkim znana podkowa - znak Khorne'a. "
- Dzięki Ci Khornie za to zwycięstwo! Odniosłem je dzięki Tobie! - Klęcząc na ziemi Hans krzyknął. Nagle poczuł palący ból, złapał się za klatkę piersiową, a wszystkim dookoła ukazał się czerwony obłok wydobywający się spod zbroi. Hans zaczął krzyczeć. W oczach towarzyszy urósł o dobre 20 cm., jego mięśnie powiększyły się znacznie, a twarz nabrała orczego wyglądu. Morte podszedł do niego.
- Hans? Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Mrmrgrrr - usłyszał w odpowiedzi.
- Hans co Ci? - zapytał ponownie.
- Hans zabijać!
"Niedobrze, od teraz będę musiał jeszcze myśleć za niego" pomyślał Morte. W tym momencie do Hansa podszedł wódz tego obozowiska.
- Jesteś wielkim wojownikiem. – powiedział - Należy Ci się nasz szacunek. Wszystkie rzeczy pokonanego należą od teraz do Ciebie, możesz odejść, a co do Was...- tu zwrócił się do reszty podczas gdy potwory zwracały im ekwipunek - Macie szczęście że podróżujecie z nim - precz ścierwo nieczyste!!!.
- W imię Khorne'a!!! - ryknęły wszystkie potwory w obozowisku.
- W imię Khorne'a!!! - zawtórował Hans.
Tymczasem Thomas zaczął coś mamrotać w stronę Ashtarte:
-Podobno pokonując swego wroga wojownicy pochłaniają dusze pokonanego by zyskać sił... Ciekawe, czy to prawda...
Przy rękach Ashtarte zaczęły się zbierać ametystowe wiatry, Morte to zobaczył.
- Padnij!!! – krzyknął do Hansa, wiedząc, że ostatnimi czasy elfce czarowanie nie za bardzo wychodziło.
Jak jeden mąż Mortre i Hans rzucili się na ziemię w śnieg i zasłonili głowę rękami. Po chwili wyczekiwania i leżenia w śniegu, nic się nie działo. Morte powoli podniósł głowę, po czym wstał i strzepnął śnieg ze swojego ubrania. Ashtarte ze złością patrzyła na idiotów. Potem skierowała wzrok na duszę unoszącą się nad ciałem pokonanego minotaura. Powoli zlatywała do nieba. Opuścili obóz kierując się w stronę gór. Wiedzieli już że z Chaosem nie ma żartów.
Podróżowali tak jeszcze parę dni, nie natrafiając na większe problemy. Dojeżdżali właśnie do miasta zbudowanego na górze. Miasto było otoczone murem z kamienia. Podjechali do bramy. Na górze stało dwóch znudzonych strażników. Zaczęli coś do nich krzyczeć w nieznanym im języku. Język w jakim mówili, przypomniał Mortemu jak kiedyś włożył sobie do buzi żabę i ślimaka, odgłosy jakie wydawał w tedy przypominały właśnie ich język. Wkurzony faktem nie dogadania się ze strażnikami pokazał im palec. Thomas w tym czasie dotykał jakąś bransoletę na swoim ramieniu. Coś na niej się pokazywało, ale nie mógł zobaczyć co to jest dokładnie.
- Otwórzcie bramę. Przybywamy z Imperium, a gest kolegi to powitanie w naszych stronach.- powiedział Thomas w ich języku.
Brama powoli się otworzyła. Weszli na ulice miasta. Zmęczeni po długiej podróży, od razu skierowali się w stronę karczmy. Thomas poruszał się po mieście jak by już w nim był. Szli powoli za Thomasem. Miasto było czyste, ulice były posprzątane, budynki ładne i zadbane. Mortemu nie podobało się to miasto, za to Ashtarte wreszcie się rozpromieniła. Przeciskając się przez tłum, jakiś przygruby człowiek zobaczył Thomasa. Przypatrywał mu się chwile po czym czmychnął jak szybko tylko się dało w wielkiej panice. Z daleka już było widać budynek karczmy, była pięknie zdobiona. Nad karczmą wisiała tabliczka z nazwą „Albatros”.
Podeszli do wejścia. Ochroniarze ładnie się uśmiechając wpuścili Ashtarte i Thomasa. Na widok Hansa, trochę się jakby odsunęli. Morte w ogóle nie wpuścili. Wyrzucili go na zewnątrz. Zdenerwowany przysiadł nie opodal karczmy na ulicy. Zmęczony po podróży nawet nie chciał wszczynać bójek w nowym mieście. W środku karczmy kelner służebnym gestem wskazał im stolik. Rozsiedli się na wygodnych krzesłach i przy czystym stoliku. Ashtarte mogła spokojnie oddychać, wreszcie w jej okolicy nie było czuć smrodu Mortego.
Kelner zaczął mówić w ich języku, nic z tego nie zrozumieli.
- Szkoda, że nie mówicie w naszym języku. – westchnęła Ashatarte.
- Madmuasel, trzeba było tak od razu – powiedział w imperialnym kelner – Madmuasel, czego Pani sobie życzy. Widzę że po ciężkiej podróży. Może jakieś nowe ubrania albo wyprać obecne. Polecamy kąpiele. Jaka woda gorąca, letnia. Może jakieś zapachy do kąpieli oraz olejki. – wymieniał długą listę usług jakie mają do zaoferowania. Ashtarte poczuła się jak ryba w wodzie. Wybierała z pośród usług z wielką gracją i znajomością. Uśmiechają się od czasu do czasu do kelnera. Jej szlachecka dusza właśnie została spełniona. Thomas zaczął wypytywać się kelnera o informacje dotyczące kopalni. Jednak kelner znał tylko parę plotek i to mocno już ubarwionych. Hans siedząc przy stole bez przyjaciela, odsunął krzesło i wyszedł na zewnątrz. Znalazł przyjaciela i razem poszli do jakiejś lepszej ich zdaniem karczmy. W tym czasie Ashtarte i Thomas rozmawiali sobie w najlepsze na różne tematy, korzystając ze wszystkich dobroci tak drogiej karczmy. Rozmowa trwała długo, po czym eflka poszła do swojego pokoju na zasłużoną kąpiel. W tym czasie Hans i Morte włóczyli się po mieście szukając wymarzonej karczmy. Na drodze stanęło im czterech niziołków.
- Witam widzę po was że wiecie jak zarobić parę groszy. Ma dla was pewną propozycje. – mówił jeden z nich.
- O co chodzi??
- Nie daleko jest pewna nadpalona karczma. – pokazał palcem na częściowo nadpalony budynek. – Obijcie właściciela a dam wam 5 złotych monet.
- 15 – targował się Morte
- 5 i spalacie jeszcze ten budynek. My małe niziołki. Mali ludzie – małe pieniądze.
- Hans duży!
- Mój kolega jest duży a ja średni. Wiec dla niego 10 a dla mnie 5. – popatrzyli się z przerażeniem na Hansa, ten zrobił jeszcze okropną minę.
- Zgoda, będziemy tu czekać na was z kasą.
Skierowali się w stronę karczmy. Nie wyglądała na piękną, na ścianach od zewnątrz było widać ślady po ogniu, jednak konstrukcja nie została naruszona. Mortre z daleka zobaczył jakieś znajome plecy, rozpoznał w nich Lynda, jednego z uczniów Eryka. Już z daleka Morte pokazywał mu środkowy palec. Nagle ręka przestała go słuchać, opadła bezwładnie.
- Co wy tu robicie?? Nie powinniście być w Altdorfie?? Gdzie jest Ashtarte i Nallyn.
- Mamy księge Eryka.
- Co?? Jak ją znaleźliście?? Gdzie ją macie??
- Ma ją Ashtarte. Zatrzymała się w jednej z karcz. Księgę oddał nam Thomas Hellsinger, zresztą też jest w tej karczmie.
- Jak się nazywa ta karczma??
- Eeee… jakoś kruk chyba albo gołąb. Jakiś ptak. Wrona, Kruk.– zastanawiał się jeszcze chwile po czym wystrzelił – Albatros.
- Słuchajcie dzisiaj wieczorem będzie tu Eryk. Przyjdźcie wszyscy do tej karczmy o 20. Nie mówcie nic Thomasowi.
Pożegnali się z Lyndem po czym szybko skierowali się do „Albatrosa”. Morte został na zewnątrz. Hans wszedł i zaczął szukać elfkę. Ruszył po schodach do jej pokoju. Bez pukania władował się do pomieszczenia, właśnie w trakcie jak Ashtarte brała kąpiel. Chwilę się na nią popatrzył, po czym wyszedł trochę zakłopotany. Czekał długo nim szlachcianka skończy swoją kąpiel i uczesze rude włosy.
- Ashtarte chodź, weź księgę.
Po około godzinie Ashtarte skończyła kąpiel, wzięła Księgę i zeszli do Mortego. Ten pokrótce streścił spotkanie z Lyndem. Mając kupę czasu do spotkania z Erykiem, zaczęli szukać karczmy. Przy „Albatrosie” na ramię Mortego wskoczył jakiś szczur i zaczął się przymilać do jego szyi. Morte widząc ładne zwierzątko zostawił go sobie. Znaleźli jakiś bardziej im odpowiadający lokal. Pomieszczenie było zatłoczone, pełne ludzi oraz krasnoludów. Po środku w sali znajdowała się dziwne urządzenie, które po wejściu na nie, zjeżdżało wraz z pasażerem w dół. Znajdowali się teraz na najniższym poziomie karczmy. Podeszli do baru. Karczmarz rozmawiał w ichnim języku więc go nie rozumieli. Morte zobaczył rozpiskę z trunkami. Przy jednym było widać jakieś ostrzegawcze znaki oraz przeczytał nazwę drinku „Śmierć alchemika”. Gdy zamawiał cała sala nagle zwróciła na nich uwagę. Patrzyli uważnie na ich rękę z drinkiem gdy podnosiła się do gardła. Wypili, nic się nie działo. Przez chwile czekali w skupieniu.
- Czy ktoś mówi po naszemu? – zawołał Morte. Po chwili podszedł do nich jakiś krasnolud, poklepał i wskazał miejsce przy stole gdzie siedzieli jego towarzysze. Coś do nich mówili ale nic z tego nie rozumieli. Hans podszedł jeszcze raz do baru i gestem wskazał trzy piwa. Karczmarz kazał zapłacić 3 sztuki złota. Hans niezdarnie wyliczył 10 i popchnął je w stronę karczmarza. Za taką kwotę dostał całą beczkę piwa. Wrócił z nią do stołu i zaczął nalewać krasnoludom.
- Ja trochę mówię. – powiedział jeden z nich. – Widzę że z was twardziele, wypić „Śmierć alchemika” i jeszcze stać na nogach.
- Słyszałem, że macie tu problemy w kopalni??
- A no mamy właśnie tam pracowaliśmy, gdy zaatakowały nas dziwne potwory. Miały chyba ze sto małych nóżek a wzrok ich zamieniał w kamień.
- A nie piliście wtedy sami „Śmierci alchemika”.
- Na własne oczy widziałem jak moi koledzy zamieniają się w skałę. Potem wzięliśmy zamknęliśmy całą kopalnie na klucz.
- Chcemy się tam dostać i pozabijać te potwory, macie jeszcze ten klucz.
- No jasne, otworzymy wam wejście za 30 złotych monet.
- Słuchaj to my będziemy się narażać, jak oczyścimy wam tą kopalnie, to będziecie mogli wejść i sami zgarnąć trochę tego metalu i sprzedać z dużym zyskiem.
- Zgoda.
- Jutro przyjdziemy tu wieczorem z resztą naszej ekipy i pójdziemy do kopalni.
Pili i rozmawiali jeszcze parę godzin, od czasu do czasu, szczur schodził z ramienia w popijał piwo Mortego. Zaczynało się robić późno więc poszli na spotkanie do Eryka. Idąc ulicą spotkali Ashtarte. Weszli razem do środka. Zajęli jakiś stolik, przy którym siedzieli już znani im krasnoludy-ochroniarze. Z ciemności wyłonił się Eryk. Szybkim krokiem przysiadł się do stołu. Eryk zabrał książkę od Ashtarte. Poczym zaczął się wypytywać o zajścia w Altdorfie oraz jakim cudem tu się znaleźli. Głównie opowiadała Ashtarte oraz niekiedy wtrącał się Morte dodając jakieś kłamstwa dla spotęgowania wyczynów. Jednak Ashtarte szybko prostowała jego kłamstwa.
- Dobrze wasz kontrakt na Kibetha właśnie wygasł już nie będziecie go ścigać. – wyciągnął spod płaszcza ich krwią podpisane kontrakty i podarł je przed ich oczyma. – To na ile się umawialiśmy??
- Eeee…. – Morte tego nie pamiętał.
- Nie pamiętacie, jak nie, to nie ma zapłaty.
- 300 złotych monet na głowę.
Eryk wrzucił na stół trzy pokaźne sakiewki.
- Coś jeszcze się ciekawego stało w podróży. Widzę że nasz przyjaciel Hans trochę cofnął się w rozwoju. Ty Morte, jeszcze bardziej śmierdzisz. A gdzie jest Nallyn??
- Nie wiemy co się stało z nim może po ostatnim numerku z chemikiem nie mógł usiedzieć na dupie.
- Co?? Co się dokładnie stało??
- Nallyn się przespał z chemikiem, żeby załatwić dla nas pewien proszek.
- Mój Boże gdyby Elizabeth się dowiedziała co on zrobił. Rozumiecie że to ma zostać między nami.
- 50 sztuk złota by mi wyczyściło pamięć z tego zajścia.
- A może bym ciebie tutaj zabił i wziął jeszcze 300 złotych monet.
- Tak właściwie to w sumie 500.
- Dobra a teraz wynoście się. Jak będę potrzebował waszej pomocy to was znajdę. Ashtarte jadę do miejscowości pod Nuln, jak chcesz możesz jechać ze mną, teraz tam jest mój dom. Zostanę tu jeszcze parę godzin potem wyruszam. Idę jeszcze zobaczyć się z Thomasem, weź mnie zaprowadź do niego.
Morte przed wyjście jeszcze zagadnął do krasnoludów-ochroniarzy czy nie wypiją z nimi za stare dobre czasy, Ci po chwili zastanowienia zgodzili się.
- Chwila zemsty jest bliska – powiedział Hansowi do ucha.
Popędzając krasnoludów zaprowadzili ich do karczmy gdzie sprzedawali „Zemstę alchemika”. Zamówili po dwa drinki na krasnoluda, sobie natomiast wzięli piwo. Nim zdążyli zobaczyć, drinki już wylądowały w ich organizmach. Czekali na rezultaty, nic się nie działo.
- No dobra cwaniaki, teraz wasza kolej. – powiedział Grally jeden z braci.
Też zamówili po dwa na łeb. Tym razem nie poszło tak łatwo jak za pierwszym. Hans nagle zwalił się na podłogę, całkowicie zalany. Morte dołączył do kolegi po drugim drinku. Wyrzucili ich na śnieg, gdzie spali w zimnie parę godzin. Tym czasem Eryk przysiadł się do Thomasa. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele, spokojnie i nie nerwowo. Zaczęli tłumaczyć sobie wypadki jakie przyniosły konflikt między Erykiem i Kibethem. Rozmowa trwała długo i schodziła na różne tematy. Ashtarte siedziała tylko cicho i nic nie mówiła. Pod koniec rozmowy podali sobie ręce i Eryk wyszedł. Thomas jeszcze kilka chwil poświecił na rozmowie z Ashtarte, po czym udali się na spoczynek do swoich pokoi. Słońce już świeciło wysoko, gdy Thomas się obudził. Wyjrzał przez okno na ulice. Zobaczył jak Morte i Hans śpią na środku drogi na śniegu. Właśnie Morte się budził, czuł się dziwnie, bolał go brzuch i jakieś jeszcze inne uczucie. W ostatniej chwili ściągnął spodnie, nagle sraczka spowodowana wczorajszym piciem wyleciała na ulice z wielką siłą. Strumień zalał nieszczęśników którzy przechodzili nie opodal. Zabryzgane były ściany budynku. Hans również się obudził i miał ten sam problem. Również wystrzeliła druga fontanna kału. Ludzie którzy to widzieli zaczęli wymiotować, powstał na ulicy okropny smród. Ludzie uciekali gdzie tylko mogli żeby nie widzieć, tego okropnego zjawiska. I oto jest morał, żeby nie próbować przechytrzyć, mądrzejszych od siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Pon 23:18, 18 Gru 2006    Temat postu:

Walka Hansa z minotaurem (plus pare innych poprawek) made by Lenek
Poprawione dialogi i inne rzeczy made by Vranz
Dzieki bardzo za pomoc!!!! Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lenek
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wziąć piwo?

PostWysłany: Wto 1:29, 19 Gru 2006    Temat postu:

Powiedzcie czy się podobało Very Happy
Cholera, może po pierdyliardzie sesji zrobiłoby się z tego książkę? Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rajter
Lewa Ręka Admina



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Somewhere in the Twisting Nether

PostWysłany: Wto 1:57, 19 Gru 2006    Temat postu:

Fajne, szkoda, że nie wiem co się z moją postacią stało. Ale tego dowiem się najprawdopodobniej w czwartek. Salwy gnoju na koniec sesji były dość efektowną puentą...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alauna
Dziewica



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Wto 15:48, 19 Gru 2006    Temat postu:

"Tym razem stanął na plecach Hans, poczym cofnął się."
Tego nie rozumiem, kolejny kfiatek ?

Pozatym świetne, podziwiam chęci i cierpliwość do opisywania tego. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Wto 16:21, 19 Gru 2006    Temat postu:

Alauna to nie cierpliwosc tylko wszechogarniajaca nuda. Tak sie sklada ze jestem studentem Zip-u i mam wolne praktycznie trzy dni w tygodniu(nie chodze na zadne wyklady). Wiec nie majac co lepszego do roboty to cos skrobne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lenek
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wziąć piwo?

PostWysłany: Wto 21:47, 19 Gru 2006    Temat postu:

Alauna napisał:
"Tym razem stanął na plecach Hans, poczym cofnął się."
Tego nie rozumiem, kolejny kfiatek ?


Powinno być że "stanął na plecach Hansa"
A na jego plecach stanął koń Wergiliusza Smile
Korekta - czyli ja - przeoczyła, biję się w pierś Crying or Very sad


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lenek dnia Czw 17:55, 21 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Wto 22:05, 19 Gru 2006    Temat postu:

Wlasnie tak wogole to przepraszam za wszystkie niezgodnosci z polska ortografia, jakby ktos byl na to wyczulony. Na polskim zawsze spalem, a z ortografii nie mialem nic lepszego niz 2 lub 1 (chyba raz mialem 5, ale sciagalem).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin