Forum Warhammer Sesje Strona Główna Warhammer Sesje
NASZE SESJE WARHAMMERA
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W domu Eryka nowy Pan, PAN TAK

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Śro 12:41, 28 Mar 2007    Temat postu: W domu Eryka nowy Pan, PAN TAK

Morte powoli zaczął otwierać oczy. Nie wiedział gdzie jest, ale czuł, że leży na wygodnym łóżku. Wszystkiego mięśnie jego ciała bolały go, niczym po całotygodniowej sesji w burdelu. Nawet powieki ciężko się otwierały. Świat był jeszcze widziany jak przez mgłę ale powoli kontury zaczynały przybierać ostrości. Jego umysł zaczął przypominać sobie ostanie wydarzenia. Podróż do kopalni, walka z wielką bestią, a potem… Potem był już tylko wielki wybuch i grad kamieni lecących na głowę. Poruszył wszystkimi kończynami. Prawa ręka jest, lewa tak samo, nogi sprawne. Oprócz wielkiego bólu w kończynach były na miejscu.
- Nie tak źle, chociaż mam je wszystkie. – powiedział do siebie Morte – O i nawet piąta kończyna się uchowała.
Oczy już działały prawidło. Rozglądnął się po pokoju w którym leżał. Łóżko było bogato zdobione złotem i srebrem. Miękki materac i wspaniała pościel. Takie rzeczy były nawet rzadko spotykane w drogich karczmach. Łoże było zakończone platynowymi gałkami.
- Widać pan tego domu lubi przepych.
Pokój nie był duży, ale panował w nim przepych. Piękne obrazy zdobiły ściany. Na podłodze, z tego co ocenił, wspaniałe ręcznie wykonane dywany. Mistrzowsko zrobione meble oraz szafki zdobiły pokój a, co najważniejsze, szafka pełna była napojów alkoholowych. Przyglądając się wprawnym okiem złodzieja Morte nie zauważył, że jakaś postać weszła do pokoju. Zdziwiło go to, gdyż zawsze uważał siebie za czujnego. Morte przyjrzał się postaci. Miała raczej marną posturę, nawet można by powiedzieć chudawą. Średniego wzrostu. Niczym szczególnym się nie wyróżniał, prócz trupiobladej karnacji. Jednak jego ruchy, gdy szedł z tacą z jedzeniem, zdradzały gibkość ciała i finezję w ruchach.
- Widzę że pan Morte odzyskał już przytomność – jego głos był spokojny i stonowany, mówił powoli, jak by dobierał każde słowo przed wypowiedzeniem go.
- Gdzie jestem? Co się stało? Co z resztą? Kim jesteś? – Morte porywczo zadawał pytania.
- Jesteś w domu Eryka w Marienbergu, chociaż ten dom już nie należy do niego. Nazywam się Zygfryd, jak byś czegoś potrzebował proszę użyć dzwonka. – jego chuda ręka wskazała zwolna dzwonek na szafce koło łóżka.
- Gdzie jest Hans i Ashtarte? Są cali??
- Pani Ashtarte leży w pokoju obok, czuje się coraz lepiej, ale Pana Hans nie znam. Tylko was dwoje udało nam się wyciągnąć spod zwaliska.
- Nie widzieliście tam takiego wielkiego drągala z wielkim kilofem. Podróżował z nami.
- Przykro mi znaleźliśmy tylko was. Mogę pana Mortego pocieszyć tym, że nie znaleźliśmy więcej ciał w gruzowisku. A teraz muszę już iść, proszę zjeść obiad i nie ruszać się z łóżka jest pan jeszcze osłabiony. – Po tych słowach, nie wydając żadnego dźwięku, wyszedł.
Morte nigdy nie lubił słuchać się innych. Powoli zaczął dźwigać się z łóżka. Przychodziło mu to z trudnością, mięśnie zapomniały jak się poruszać.
-Musiałem długo leżeć.
Zrzucił nogi na podłogę. Zaczął oglądać swoje ciało. Pomimo licznych siniaków i zadrapań, nic wielkiego się nie stało. Jedynym problemem, z którym czuł się nieswojo, była nadmierna czystość jego ciała. Próbował wstać, lecz nogi ugięły się pod jego ciężarem. Runął jak długi na podłogę. Chciał zamortyzować upadek rękami, ale te nie zadziałały tak szybko jak by chciał. Do bólu, doskwierającego przez sam ruch, doszedł jeszcze przenikliwy ból od upadku.
Morte przeklął siarczyście parę razy, poczym spróbował się podnieść. Trzymając się mebli zdołał zrobić parę niepewnych kroków. Trenując tak przez parę minut, zdołał przywrócić jako taką sprawność w nogach.
- Teraz muszę przetrenować organy wewnętrzne – powiedział do siebie i chytrze popatrzył na alkohol.
Małymi kroczkami kierował się w stronę szafki z alkoholami.
- Mówiłem panu, żeby pan leżał. – powiedział stojący w drzwiach Zygfryd.
Już drugi raz Morte nie usłyszał wchodzącego Zygfryda. Podszedł do Moriego, chwycił pod ramię i z siłą o wiele większą niż wynikało to z jego postury, zaciągnął Mortego do łóżka.
- A teraz proszę to zjeść i leżeć spokojnie. A i oczywiście żadnego alkoholu. – Zygfryd wyszedł.
- Zaczynam mnie wkurzać ten Zigi – powiedział pod nosem Morte.
Jednak usłużnie zaczął jeść, gdyż żołądek już zaczynał strajkować. Po obfitym jedzeniu, wstał i wrócił do przywracania swoim kończynom sprawności. Zajęło mu to ponad godzinę, ale teraz czuł że może już się swobodnie poruszać. Chociaż trochę czasu minie, zanim wróci do dawnej sprawności. Wyciągnął szybko z szafki jakąś butelkę, cały czas bacznie patrząc na drzwi. Jeszcze chwilę przyglądał się, jednak Zigi nie wszedł. Od kręcił butelkę i łyknął potężnego hausta.
- Fuj smakuje jak perfumy. - Wzdrygnął się lekko – Ale kopa ma.
Pociągłą jeszcze parę razy. Czuł jak zdrowotne ciepełko wypełnia jego ciało.
- Od razu lepiej, teraz to mogę walczyć nawet z minotaurem.
Buszują po pokoju Morte odnalazł swoje rzeczy. Jego ciuchy były wyprane i pachnące a do tego zacerowane. Pancerz był naprawiony, strzały w kołczanie uzupełnione. Nawet dostał nowe buty. Założył je, doskonale pasowały do jego stopy. Podkuwane metalem, doskonale nadawały się do walki. Mógł w nich przemierzyć pół świata, a stopy i tak by nie były obdarte. - Iście wspaniały prezent od właściciela tego domu, kimkolwiek by on nie był. Cóż trzeba rozejrzeć się po chacie.
Powoli otworzył drzwi i wystawił głowę. Zobaczył długi korytarz i rząd drzwi do pokoju. Korytarz był równie bogato wyposażony jak pokój. Dywany, obrazy i ładnie zdobione lustra wystrajały przejście. Teraz Morte powoli rozpoznawał dom Eryka. Pamiętał ten korytarz, jednak teraz było w nim bardziej bogato. Doszedł do schodów i zszedł do głównego holu. Po drodze mijał paru służących, ale nie zwracali na niego uwagę. Podobnie jak Zygfryd mieli trupiobladą cerę. Przechadzając się do holu Morte napotkał Zygfryda.
- Widzę że jednak nie posłuchał Pan moich zaleceń. – powiedział Zygfryd
- Czuje się już o wiele lepiej Zigi – Morte mocno zaintonował ostatnie słowo
- Jak pan woli. To nawet i lepiej. Mój Pan chce się z panem widzieć. Proszę za mną.
Gdy Zygfryd obrócił się i szedł korytarzem, Morte z uśmiechem na twarzy pokazał mu środkowy palec. Zygfryd się obrócił.
- Przybyliśmy tu nie dawno i jeszcze nie znamy okolicznych zwyczajów. Co ten gest oznacza?
- To jest gest dobrej woli. Niech Zigi wypróbuje go gdzieś w jakiejś karczmie a na pewno postawią Ci piwo – Morte z diabelskim uśmiechem wypowiadał to zdanie.
- Jak będę miał czas to na pewno tak zrobię. A teraz proszę za mną, Pan czeka.

Ashtarte obudziła się. Czuła się okropnie, wszystko ją bolało a najbardziej lewa noga. Otworzyła oczy i rozejrzała się gdzie leży. Od razu rozpoznała swój pokój w domu Eryka. Wszystkie jej rzeczy z lat dzieciństwa leżały na swoich miejscach, chociaż pokój wyglądał inaczej. Stare meble zostały zastąpione przez pięknie wykonane arcydzieła. Do pokoju dodane też parę innych rzeczy. Zaniepokoiło ją to, gdyż Eryk nikomu nie pozwalał czegokolwiek zmieniać w pokoju bez jej zgody. Przebadała swoje ciało. Liczne rany i siniaki powoli już zaczynały się zaleczać. Lewa noga była usztywniona. Zastanawiała się kto ich uratował z kopalni, chciała szybko spotkać Eryka i do wiedzieć się co się stało. Do pokoju wszedł jakiś człowiek niosący tacę z jedzeniem.
- Widzę że panienka już się obudziła. Jestem Zygfryd. – odezwała się postać.
- To jest dom Eryka, ale Ciebie nie znam jesteś nowym sługą Eryka. – mówiła z bólem Ashtarte.
- Nie. Pana Eryka nie ma. Teraz zarządza tym domem jego kuzyn.
- A gdzie jest Eryk??
- Nie wiemy. Pan Eryk gdzieś wyjechał, nie możemy go znaleźć. Chociaż mój Pan usilnie go poszukuje.
- Co się w ogóle stało jak tu trafiłam. Co z resztą??
- Mój Pan kazał mi was odnaleźć. Po śladach dotarłem do kopalni, gdzie wyciągnąłem was spod gruzów. Pan Morte leży w pokoju obok. Zadziwiająco szybko wraca do zdrowia. Chodzi właśnie po domu. Jak się dowiedziałem był jeszcze pan Hans, ale jego nie znaleźliśmy. Chociaż ciała jego też tam nie było. Byliście w ciężkim stanie, mój Pan, zapłacił najlepszym lekarzom aby was wyleczyć.
- Chce się spotkać z twoim Panem.
- Dobrze, ale nie teraz niech panienka coś zje. Przyjadę potem z wózkiem i zaprowadzę panienkę do niego. On też się chce z wami zobaczyć. – powiedział i wyszedł.
Ashtarte nie podobała się ta cała sytuacja. Eryka nie ma, a w jego miejsce pojawia się jakiś kuzyn. Eryk nigdy nie mówił że miał jakiegoś kuzyna. Ostatnie spotkanie z Erykiem w Geraliou też było dziwne. Eryk był jakiś spięty, jak by przed kimś uciekał.
- Będę musiała uważać. Coś się niedobrego dzieje w tym domu.- powiedziała do siebie, po czym zabrała się za jedzenie. Czynność ta przychodziła jej z trudnością. Siniaki jeszcze mocno doskwierały. Żołądek jeszcze nie funkcjonował jak należy. Na dodatek jakoś dziwnie się czuła, przeszkadzało jej światło wpadające przez przesłonięte okno. Z trudem zjadła połowę obiadu. Czuła się zmęczona i pozbawiona sił. Przymknęła na chwilę oczy i zapadła w drzemkę. Obudziło ją pukanie do drzwi. Wszedł Zygfryd, prowadząc wózek.
- Mój Pan, zobaczy się teraz z panną. Pan Morte już jest w jego pokoju. Proszę pomogę wejść.
- Nie trzeba, sama sobie poradzę. – odburknęła Ashtarte.
Lecz czynność ta nie przyszła jej tak łatwo jak się spodziewała. Z wielkim trudem i wysiłkiem przeniosła swoje jeszcze obolałe ciało. Krople potu wyskoczyły jej na czole, dostała zadyszki. Chciała jakoś to zakamuflować, ale jej się to nie udało.
- Pomogę panience w prowadzeniu wózka. – zaoferował się Zygfryd.
- Dam sobie radę. Dziękuje. Proszę prowadź
Zygfryd otworzył drzwi i ustąpił miejsca. Elfka powoli popychała koła wózka rękami. Wyjechała na korytarz. Tu też było widać liczne zmiany, dodano wiele cennych rzeczy.
- Twój Pan widzę że lubi opływać w luksusie.
- Mój Pan cenni sobie piękne dzieła.
Podążała dalej za Zygfrydem. Po korytarzu chodzili jacyś nie znani ludzie, wyglądali jak bielone ściany. Gdy mijała jeden z otwartych pokoi, zobaczyła w środku znajomą postać klęczącą i myjącą podłogę. Rozpoznała w nim Nathaniela, jednego z uczniów Eryka. Zatrzymała się i skręciła do środka.
- Nathanielu, co ty robisz? Jesteś służącym, przecież byłeś uczniem Eryka. – wykrzyczała Ashtarte.
- O, Ashtarte. – mówił to od czasu do czasu się jąkając. – Mój nowy Pan powiedział, że jak będę dużo pracował to pozwoli mi dalej się uczyć magii.
- Ale Nathanielu przecież ty jesteś trzeźwy.
- Tak. Picie jest złe.
- Co?? – dziwiła się Ashtarte. Nathaniel za czasów gdy Eryk był jego mistrzem zawsze chodził pijany. Eryk wiele razy musiał płacić za jego wybryki w karczmach po pijaku.
- Tak. Już nie pije. Pan powiedział że jak mnie zobaczy pijącego to będę musiał kolejny miesiąc sprzątać ten dom zanim rozpocznę nauki. Nie mogę dalej marnować czasu. Muszę jeszcze wysprzątać pokój, potem kuchnie i łazienki na drugim piętrze. Jeszcze zostanie mi tylko biblioteka a będę już wolny.
- Biedny Nathanielu. – powiedziała z wielkim współczuciem Ashtarte. - Przyjdę porozmawiać z Tobą później. – Wychyliła się z wózka, poklepała go po ramieniu i wyjechała z pokoju. Podążała dalej za Zygfrydem.



- Niech pan tutaj chwilę poczeka, panie Morte – powiedział Zygfryd i wszedł do pokoju.
Morte próbował podsłuchać rozmowy w środku, ale drzwi były grube. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Proszę – powiedział Zygfryd.
Morte wszedł. Pokój był duży, bogato wystrojony. Liczne obrazy zdobiły ściany oraz gobeliny przedstawiające jakieś sceny z historii. Zygfryd stał przy drzwiach.
- To wszystko, Panie. – powiedział.
- Tak, Zygfrydzie. A jeszcze zobacz co z panną Ashtarte. Jak będzie możliwe niech tu do nas dołączy. A teraz wyjdź. – głos dobiegał z wielkiej kanapy ustawionej tyłem do drzwi. Morte nie mógł zobaczyć siedzącej w niej postaci. Głos nowego pana tego domu był spokojny, lecz czuć było w nim siłę.
- Tak, Panie. – Zygfryd ukłonił się i wyszedł.
W pokoju dodatkowo było dość dużo luster, co zdziwiło Mortego. Na każdej ścianie było przynajmniej trzy ustawione pod różnym kątem. Przyjrzał się jednemu dokładnie. Teraz już wiedział do czego służą, pokiwał głową. Wystarczyło popatrzyć w jedno lustro aby zobaczyć co się dzieje w całym pokoju. Dokładnie było widać co się dzieje po bokach patrzącej osoby jak i z tyłu. Nie było możliwości aby ktoś się podkradł. Morte teraz widział dobrze osobę siedzącą na kanapie. Była wychudzona, niskiego wzrostu z tą samą karnacją co Zygfryd. Ubranie było zdobione przez złote nici. Osoba ta była już w podeszłym wieku, ale oczy nadal płonęły zabójczą inteligencją.
- Jak chcesz nalej sobie czegoś. Przy okazji nalej mi też, panie Morte.
Morte podszedł do barku. Odkręcał i próbował alkohole. Wybrał najgorszy i najbardziej silny z możliwych. Nalał do dwóch dużych szklanek i podał. Stanął teraz naprzeciw siedzącego na kanapie.
- Pana zdrowie, panie Morte. – wychylili szklanki, po czym siedząca osoba pokazała środkowy palec. Morte z niedowierzania aż się uśmiechnął.
- Na drugi raz niech pan nie robi głupich żartów moim sługą. Są tu nowi i jeszcze nie znają wszystkiego.
- Niech Ci będzie. - Morte uśmiechnął się ironicznie. – Więc co chcesz ode mnie, mój czas to pieniądz.
- Tak pieniądze. Dobrze panie Morte, zapłacę panu 50 złotych monet za tą rozmowę. Może być??
- Oczywiście. Więc co chcesz ode mnie??
- Zapłacę też panu za to, że będziesz się zwracał do mnie na Pan. Dobrze panie Morte??
- Dobrze. A jak się nazywa PAN. – Morte z trudnością wypowiedział ostanie słowo.
- Już lepiej. Pan. Taaak. – mówił to jak by do siebie.
- Więc się nazywasz Tak. To znaczy Pan Tak. Tak??
- Tak. Tak. – odpowiedział z powagą Pan Tak.
- Dziwne imię.
- Pochodzę z dalekiego kraju.
- No to może się jeszcze napijemy, Panie Tak. – zaproponował Morte.
- Oczywiście panie Morte.
Morte nalał, wypili, nalał jeszcze jednego i znowu wypili. Taka dawka alkoholu powinna powalić nie wprawionego amatora. Jednak Pan Tak dobrze się trzymał.
- Więc Panie Morte, wyruszyliście do kopalń, co tam chcieliście znaleźć??
- A szukwalismy jebnej jaskeni, podobno piekfna jesf. Elwka chciala j obaczyc. – Morte udawał pijanego. Nalał jeszcze po jednym po czym dodał. – Panie Tak.
- Byliście w trójkę??
- Tfak, Pfanie Tfak.
- A nie podróżował z wami jeszcze jeden. Taki z krukiem na ramieniu. Ktoś mi mówił…
- Gwość z krukiem na rameniu, który mófi. Przecież kruki nie mófią. A może jeszcze chleją. – śmiał się Morte.
- No tak, nie mówią.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejdź Zygfrydzie. – Powiedział Pan Tak.
Drzwi się otworzyły. Do pokoju wjechała na wózku Ashtarte. Zygfryd chwilę postał, popatrzył się na Pana Tak, ukłonił i wyszedł.
- O naszfa pfiękna elfka. Widzę że nieźle Ciebie porezało. Oto Pfan Tfak. Wfłaśnie mnie się pytał czy wfidzieliśmy gościa z krukiem na rameniu co gada i pije. Ale przefcież nie wifdzieliśmy. – Morte uśmiechnął się.
- Witam Pana Tak. – Powiedziała Ashtarte. – Trochę dziwne imię??
- Tak, możecie się tak do mnie zwracać.
- Gdzie jest Eryk??
- Eryk opuścił ten dom, gdzieś wyjechał. Próbuje go znaleźć, ale nie wiem gdzie on jest. Może pani wie gdzie on się udał.
Ashtarte chwilę się namyślała.
- Przykro mi nie wiem.
- Nic nie mówił gdy się ostatnio spotkaliście.
Ashtarte pokręciła głową.
- Słyszałam że Pan jest wujkiem Eryka?? – spytała podstępnie elfka.
- Kuzynem. Prosił mnie żebym się zajął jego domem i wami. Więc nie wiesz gdzie on jest. Trudno będę musiał go znaleźć sam. Czujcie się jak u siebie w domu. Właściwie ty, Ashtarte jesteś w domu. Gdybyście potrzebowali pieniędzy, poproście Zygfryda. Pani Ashtarte od dzisiaj ja będę twoim nauczycielem. Nauczę Ciebie o wiele więcej niż by zdołał Eryk. – ostatnie zdanie powiedział jak by z obrzydzeniem.
- Widziałam co zrobiłeś z Nathanielem.
- A co z nim zrobiłem??
- Zrobiłeś z niego pokojówkę, a przecież był jednym z lepszych uczniów Eryka.
- Był pijakiem, który nie umiał czarować bez alkoholu. Teraz chociaż chodzi trzeźwy, gdy już odpracuje swoje błędy, będzie się dalej uczył. Myślisz że źle zrobiłem??
Ashtarte popatrzyła się na Pana Tak. Nic jednak nie powiedziała.
- Widzę że jeszcze nie wróciły wam siły. Lepiej wróćcie do waszych pokoi i odpoczywajcie. – powiedział Pan Tak. – Wezwę Zygfryda żeby wam pomógł.
- Nie trzeba, sami sobie poradzimy, Panie Tak. – powiedziała kąśliwie Ashtarte.
Po czym wyszli z pokoju. Morte pchał wózek Ashtarte. Weszli razem do jej pokoju.
- Nie podoba mi się ten Pan Tak.
- Mi też nie. – odpowiedział Morte.
- Zobaczę może ktoś jeszcze został ze uczniów Eryka i spróbuję się czegoś dowiedzieć od Nathaniela.
- Ja przejdę się po mieście wypytam ludzi.
- Jasne przecież ty idziesz po prostu wypić.
- Przy okazji też.
Morte wyruszył na objazd po karczmach. Jednak niczego się nie dowiedział. Zresztą to nie było jego priorytetem. Fajnie było wypić z kumplami, których dawno nie widział.
Nazajutrz Ashtarte zobaczyła, że na jej ciele pojawiły się jakieś dziwne ropienie. Było ich tylko kilka i były one nie wielkie, więc się nimi za bardzo nie przejęła. Zaczęła przeszukiwać dom. Nathaniela nigdzie nie mogła znaleźć. Za to natknęła się na Elizabeth, kuzynkę Eryka. To jednak była jakaś tajemnicza, umówiła się tylko z nią w karczmie „Żądło i miód mądrości”. Wieczorem Ashtarte znalazła Morte i wzięła go do karczmy. Znaleźli Elizabeth w loży numer trzynaście.
- Elizabeth może ty wiesz co się tu dzieje?? Gdzie jest Eryk kim jest Pan Tak, czy jak on ma na imię?? – Pytała Ashtarte.
- Pan Tak, jak wy go zwiecie tak naprawdę nazywa się Runokosty, ale pewnie to i tak nie jego prawdziwe imię. Runokostny jest dziadkiem Eryka a cała historia zaczęła się ponad trzysta lat temu.
- Trzysta lat temu?? - dziwił się.
- Tak. – ciągnęła dalej Elizabeth - Runokostny był okrutnym magiem chciał zniszczyć całe miasto a z jego mieszkańców zrobić niewolników. Sprzeciwił się temu wszystkiemu jego wnuk Eryk. Podstępem uwięził duszę Runokostnego w jego własnym szkielecie, a właściwie czaszce. Jak już chyba wiecie, ostatnio Kibeth włamał się do domu Eryka i ukradł tą czaszkę. Wtedy dusza Runakostnego została uwolniona a on sam powrócił do żywych. Eryk bojąc się zemsty na niego gdzieś uciekł.
- To co mamy teraz robić? – pytała Ashtarte.
- Może by tak uciec z tego miejsca, albo zabić Pana Tak masz jeszcze znajomości z lokalnej mafii. – Morte wpadał na kolejne dobre pomysły.
- Ucieczka nic wam nie pomoże. A zabicie go jest prawie nie możliwe, sam Eryk się go boi. Jest za potężnym magiem. Radze spokojnie czekać na rozwój wypadków. Może Eryk coś wymyśli.
W ponurych nastrojach opuścili karczmę i wrócili do domu Pana Taka aka Runokostnego z jeszcze większą trwogą przed nim.
Ashtarte bardzo nie podobała się jej buzia z okropnymi ropieniami, z którymi nic nie szło zrobić. Poszła porozmawiać o tym z Panem Tak.
- Widzisz Ashtarte tego się obawiałem. W tych kopalniach zaraziliście się gromlicą. Od teraz będziesz musiała unikać jakiegokolwiek światła słonecznego.
- Jest na to jakieś lekarstwo?
- Jest, ale zrobienie go wymaga czasu. Przewidziałem, że tak będzie i już wcześniej wysłałem kogoś żeby się tym zajął. To może potrwać. Jak na razie przeniesiemy twoje rzeczy do piwnicy i tam będziesz mieszkać. Może tylko wychodzić po zapadnięciu zmroku, albo twoja choroba będzie się pogłębiała.
- Ale Morte też tam był a nie widać na nim tych rozpieni.
- Pan Morte to osobliwy przypadek, zresztą nie ważne. Uważaj na siebie.
Ashtarte podłamana swoją chorobą, rzadko wychodziła z piwnicy. Cały czas pobierała nauki u Pana Tak, czekając na lekarstwo. Morte natomiast używał życia ile się dało. Powrócił do swojej dawnej postaci, czyli zaczął śmierdzieć i ociekać brudem. Biorąc ciągle pieniądze od Pana Tak, co wieczór chodził na dziwki na ulicę Rybią. Pił ile się dało w okolicznych karczmach i pokazywał kto w mieście rządzi. Nie długo na kurtyzanach zaczęły też pojawiać się dziwne ropienie. Z kurtyzan przeszło na ich klientów. Po dwóch tygodniach dzielnica została poddana kwarantannie. Wielu ludzi umarło w cierpieniach, zanim sprowadzono kapłanki aby ugasiły epidemie. Od tego zdarzenia Morte dostał zakaz wychodzenia z domu. Kręcił się niezadowolony, zaglądając to tu, to tam. Zabijał nudę pijąc z samym sobą. Jakąś odmianą w domu Pana Tak było pojawienie się dziwnej osoby, Morte tylko przez chwilę ją widział jak wchodziła do pokoju Pana Tak.

- Więc nazywasz się Marcus Monvideri – powiedział Pan Tak. Pan Tak spojrzał na przybysza. Był to młody człowiek, ubrany w modny frak z żabotem. Sylwetka raczej mało wysportowana. Przy boku trzymał lutnie oraz przybory kreślarskie.
- Tak, panie…. – Marcus czekał na imię swojego nowego mecenasa.
- Wystarczy Panie. Z tego co mi mówiono jest pan artystą.
- Tak. Śpiewam i gram na różnych instrumentach. Próbowałem też malarstwa, ale…
- Tak, tak. – przerwał mu Pan Tak – To niech pan coś mi zagra.
- Co by Pan chciał, znam dobre piosenki o miłości i życiu??
- Nie, życie i miłość są nudne.
- To może o śmierci.
- To już lepiej. Niech będzie o śmierci. – Pan tak wypowiedział to tonem znudzenia.
Marcus chwilę nastrajał swoją lutnie, po czym zaczął grać. Była to historia przygnębiająca, że życie jest tylko po to, żeby umrzeć. O tym, że w życiu nie warto nić robić, tylko czekać na śmierć. Grał tak dłuższą chwilę, po czym skończył.
- Podobała mi się ta piosenka. Tylko ją będziesz mi grał, kiedy tylko zechcę.
- Tylko tą?? – dziwił się Marcus
- Tak, tylko tą… Za tą usługę spłacę twoje długi oraz zapłacę za twoje nauki. Będziesz miał najlepszych nauczycieli. Tylko będziesz musiał zamieszka tutaj.
- Zgadzam się, Panie.
- Ale żeby nie było tak łatwo, będziesz miał zadanie. Musisz nauczyć pana Mortego dobrych manier.
- Pana Mortego???
- Tak rozpoznasz go po zapachu. Od razu będziesz wiedział, gdy będzie w pobliżu. A i jeszcze jedno masz się od nich dowiedzieć wszystkiego co wiedzą.
- Nich??
- Tak. Z Panem Morte podróżowała elfka, Ashtarte. Uważaj na nią, ona jest mózgiem w tej dwójce. Wypytaj ich o podróże jakie przebyli, zapisuj wszystko co mówią. Będziesz zdawał mi z tego raporty.
- Czyli mam być szpiegiem??
- Szpieg to taka brzydka nazwa. Raczej masz zbierać informacje, będziesz kronikarzem. A teraz idź, zapoznaj się z nimi.
- Dobrze. – Marcus zabrał swoją lutnie i wyszedł z pokoju.
Zapoznawał się z rozkładem pokoi, gdy do jego nozdrzy dotarł okropny zapach. Było to połączenie niemytego ciała, zaschniętych rzygowin oraz krwi. Zapach napływał z jednego z salonów. Marcus powoli wychylił się, zobaczyć co tak śmierdzi. Domyślał się że to właśnie Morte. Zobaczył brudną postać siedzącą przy stole pijącą jakiś alkohol. Morte obrócił się i zobaczył Marcusa.
- O nowy lokator. Przysiądź się, może się napijesz. W tym domu nawet nie ma z kim pić. – Powiedział Morte. Marcus podszedł bliżej. Ledwo utrzymywał obiad w żołądku od tego smrodu.
- Marcus Monvideri – przedstawił się i wyciągnął rękę.
- Morte – Morte z siła potrząsnął rękę. Po dłoni Marcus ściekały teraz strumienie brudu.
- Przepraszam na chwilę muszę do toalety. Zaraz wracam. – Powiedział Marcus i wyszedł. W łazience umył dłoń i zaaplikował sobie waciki perfumowane do nosa. Wracając smród już mu nie zagrażał. Przysiadł się. Morte znalazł drugą szklankę i nalał nowemu przyjacielowi.
- Pan Morte. Pan tego domu zlecił mi nauczenie pana dobrych manier.
- Dobrych czego??!! – mówiąc to pchnął szklankę trunku w jego stronę, połowa zawartości wylała się na stół. – Nie gadaj tylko się napij. Ostatnio nudno tu jak cholera, nawet na dziwki nie pozwalają łazić.
- A czemu, jak można zapytać.
- Po tym całym gównie z tą chorobą, co dziwki ją przenosiły.
- Ach tak słyszałem. Gromlica tak ją nazywają, nikt jednak nie wie skąd się wzięła, podobno można się nią zarazić tylko w głębokich jaskiniach, gdzie się wydobywa jakiś specyficzny metal.
- Byłem raz w kopalni.
- Może mi opowiesz o tym. Wiesz, jestem bardem, zbieram takie historie, a potem układam o nich pieśni.
- Szarpidrut. O niezłe. To nudna historia. Zresztą napij się, to opowiem ci inną historię. Jest o wiele lepsza, a za to mi coś zagrasz.
- Dobrze. – Wypili po kolejnej szklance.
- W tym domu był kiedyś taki dziwny gość, Nallyn się nazywał. Potrzebowaliśmy pewnego specyfiku od alchemika. Wiec ja i Nallyn poszliśmy poszukać tego alchemika, znaleźliśmy go w karczmie przy dziwkach. Alchemika był trochę ślepy od wąchania tego swojego gówna. Zaczęliśmy z nim gadać. Targi nie szły dobrze, ale w pewnym momencie on, że podoba mu się moja dziwka i widzę że wskazuje na Nallyna. Chłopak się poświęcił i poszedł z nim na zaplecze. Słyszałem tylko że było ostro. A teraz co najlepsze. Nallyn się źle dogadał z nim i zamiast tego co, potrzebowaliśmy dostał beczkę pełną saletry. Nallyn dał dupy za beczkę saletry, dobre nie….
- Tak śmieszna historia.
-Najlepsze jest to, że pewna dama z tego domu, Elizabeth, kuzynka Eryka bardzo kocha. Coś czuję, że szybko to się zmieni – Morte uśmiechnął się zjadliwie.
Pili tak jeszcze, przez parę godzin. Marcus próbował wyciągnąć coś więcej z Mortego, ale ten tylko opowiadał mu o historiach z burdelu, albo o bijatykach w karczmie. Marcus wszystko zapisywał. Nawet ułożył balladę o „Alchemiku i beczce saletry”. Zaczął grywać ją po karczmach, stała się bardzo popularna. Ominął tylko w niej imię głównego bohatera. Dni mijały. Morte siedział w domu i pił to sam, to z Marcusem. Ashtarte od czasu do czasu wychodziła z piwnicy, poznała przelotnie Marcusa. Cały teraz wysiłek wkładała w naukę z Panem Tak. Pobladła na twarzy, zasłaniała ją teraz bo ropienie stały się za bardzo widoczne. Marcus natomiast pobierał nauki u mistrzów słowa i obrazu. Dodatkowo szkolił się w szermierce u Zygfryda. Wieczorami jednak siadywał z Morte i próbował z niego coś wyciągnąć, jednak nie udawało mu się to za bardzo. Meldował o wszystkim Panu Tak. Nauka Mortego dobrych manier spełzła na niczym. Pewnego dnia do domu przybył jakiś młodzieniec. Miał najwyżej trzynaście lat. Na ramieniu siedział mu kruk. Nawet Ashtarte zaciekawiło to przybycie. Rozpoznała w rysach przybysza rysy Wergiliusza i nawet kruk był podobny. Podzieliła się tą uwagą z Morte i jemu wydawał się podobny do Wergiliusza. Młodzieniec poszedł do pokoju Pana Tak.
Ashtarte wraz z Morte czekała na niego przy drzwiach. Gdy wychodził popatrzył na nich i się uśmiechnął.
- O to zapewne jest pani Ashtarte a to Morte, ojciec wiele mi opowiadał o was. Ja jestem Adam, syn Wergiliusza.
- Wergiliusz miał syna, przecież on nigdy chyba sobie nie tego… - Morte zaczął się śmiać, nawet Ashtarte uśmiechnęła się.
- Jednak chyba tego, jestem tego żywym dowodem.
- No tak, tu masz nas. – Powiedziała Ashtarte.
- Jak tam ojciec, po kopalni go nie widzieliśmy. Może on coś wie o Hansie?? – Dopytywał się Morte.
- Ojciec nie żyje. Z tego, co wiem właśnie tam zginął. Kruk przyleciał do mnie i powiedział mi tą smutną nowinę, ale nic o Hansie nie wspominał.
- Przykro nam z tego powodu.
- Trudno, był podróżnikiem.
- Widzę że i ty idziesz w ślady ojca. – Morte patrzył na wyposażenie Adama.
- Tak.
- Jesteś jeszcze młody, ale może się napijesz. Za pamięć po ojcu. – spytał Morte.
- Tak.
- Jednak nie idziesz w ślady ojca.
- Ale zanim będziemy pić, mam coś dla pani Ashtarte. Lekarstwo na twoją chorobę.
- Naprawdę masz je? Na twojego ojca zawsze można było liczyć, a teraz widzę że i na ciebie, Adamie. – Uradowała się Ashtarte.
- Tylko że trzeba będzie to wstrzyknąć ci prosto do serca. Będzie to niebezpieczny zabieg. Możliwe że nie przeżyjesz. Decyzja należy do ciebie.
Elfka zastanawiała się długo, ale w końcu chciała być wyleczona. Zgodziła się, jednak była pełna wątpliwości. Wszyscy zeszli do piwnic, gdzie w jednym z pomieszczeń znajdował się duży stół. Ashtarte została przywiązana do blatu. Nawet sam Pan Tak, wraz z Markusem pojawili się na dolę. Adam nabrał wyliczoną ilość do dużej strzykawki. Lekarstwo miało lekko żółtawy kolor i było w formie żelu. Adam założył igłę, miała jakieś dwadzieścia centymetrów długości. Ashtarte na jej widok przełknęła głośno ślinę. Syn Wergiliusza wspiął się na stół, ręką wymacał miejsce pomiędzy żebrami i wbił igłę. Krzyk Ashtarte był krótki od razu zemdlała. Całą zawartość strzykawki była już w sercu. Adam zszedł ze stołu. Ciałem elfki targały spazmy bólu, Morte obawiał się że pasy nie wytrzymają. Zaczęła się mocno pocić. Po jakiś trzydziestu minutach leżała już spokojnie. Adam podszedł sprawdzić jej stan.
- Jeszcze żyje to dobry znak. Trzeba przenieść ją do łóżka. Jeżeli przeżyje do jutra to najgorsze już za nami. – osądził Adam.
Ashtarte przez trzy dni nie odzyskiwała przytomności, cały czas wiercą się w łóżku i pocąc jak po ciężkim biegu. Służba Pana Tak ani na chwilę nie opuszczała jej na krok. Na trzeci dzień wreszcie otworzyła oczy, lecz minął kolejny dzień zanim zdołała coś powiedzieć. Ropienie na jej ciele zaczęły powoli się zasklepiać. Co mniejsze nawet już całkowicie znikły zostawiając tylko leciutkie odbarwienie na skórze. Ashtarte dopiero po tygodniu ruszyła się z łóżka. Szczęśliwa, że jest wyleczona wreszcie mogła normalnie chodzić na słońcu. Robiła sobie teraz długie spacery po dworze, regenerując tym utracone siły. Adam pozostał na dłużej w domu Pana Tak. Ashtarte, Morte i Adam często wspominali Wergiliusza i przygody z nim związane. Marcus próbował się dołączać ale wtedy zmieniali szybko temat na jakiś błahy. Ashtarte zaczynała podejrzewać, że tak naprawdę Adam to Wergiliusz tylko po jakimś rytuale. Podzieliła się ze swoimi przemyślanami z Morte, ale ten na tych sprawach się nie znał. Morte zaczął teraz trenować Adama w walce na pięści, za ten trening Adam obiecał wyhodować jakimś specyfikiem nowe zęby Mortemu, utracone przez częste walki na pięści. Była to całkiem ironiczna wymiana. Treningi z Adamem okazały się być wielkim bólem dla Mortego. Pomimo wiotkiej postury Adama jego ciosy były nadzwyczaj silne. W ferworze walki Adam raz uderzył z całych sił Mortego w brzuch. Morte poleciał na jakieś pół metra w górę po czym spadł. To przekonało Mortego że jednak Adam to Wergiliusz. Wraz z Ashtarte wyciągnęli Adama na dwór i zapytali wprost. Ten po początkowych wykrętach przyznał się, że poddał się rytuałowi, do którego był mu potrzebny metal z kopalni. Zaznaczył przy tym żeby nikomu nie mówić o tym. I znowu sytuacja się rozleniwiła w domu Pana Tak. Czas mijał na treningach, nauce i wieczornych pijatykach. Sielankowe dni w domu przerwał nagły powrót Eryka. Eryka wszedł do środka, chwilę się rozejrzał i poszedł do jednego z salonów. Pan Tak zaraz dołączył do swojego gościa. Pojawienie się Eryka widział Adam, który przekazał reszcie domownikom. Wszyscy spotkali się pod drzwiami i zaczęli podsłuchiwać rozmowę.
Stali naprzeciw siebie spoglądając na siebie bacznie. Pan Tak usiadł pierwszy.
- Siadaj Eryku, przecież to twój dom. – zaczął kąśliwie.
- Widzę, że ładnie się tu urządziłeś.
- Zaprowadziłem tu trochę porządku. Dawałeś za dużo wolności swoim uczniom. Taki na przykład Nathaniel. Pozwoliłeś mu się stać alkoholikiem, a mógł być z niego dobry mag.
- Był wolny, robił co chciał to jego życie. Nie był moim niewolnikiem.
- Wracasz do sprawy sprzed trzystu lat. Tak, wtedy chciałem zniszczyć te skażone miasto. Tak, chciałem zrobić z nich wszystkich niewolników, ale ty musiałeś stanąć po stronie przeciwnej stronie. Musiałeś mnie uwięzić w mojej własnej czaszce. Ale nie bój się, miałem dużo czasu na przemyślenia, bardzo dużo czasu chyba z jakieś trzysta lat. Już nie pałam taką żądzą władzy jak wtedy. A wracając do sprawy Nathaniela. Teraz chociaż chodzi trzeźwy. Oczywiście musi ponieść karę, ale teraz chociaż nie pada nieprzytomny w swoich rzygowinach. A twoje oczko w głowie, ta twoja szlachcianka, zadzierająca nosek do góry. Poświeciłem jej więcej czasu na naukę, niż ty byś jej poświęcił. Wyleczyłem ją z choroby. Nie wiem dlaczego nadal jest po twojej stronie, cały czas ukrywała miejsce twojego pobytu. Nawet Marcus się niczego nie dowiedział od niej i o tego Mortego.


- Jednak byłeś jego szpiegiem. – Powiedział groźnie Morte od Marcusa.
- Powiedziałbym że tylko kronikarzem. – odparł w strachu Marcus.
- Jeszcze sobie porozmawiamy.

- Ciekawe czy butna Ashtarte dalej by była po twojej stronie gdyby wiedziała, że ją okłamywałeś przez te wszystkie lata. – powiedział Runokostny, poczym skierował swój wzrok na drzwi – Przestańcie już podsłuchiwać. Możecie wejść.
Drzwi pokoju powoli się otworzyły. Gęsiego, trochę zmieszani weszli po kolei Marcus, Morte i Ashtarte.
- No Eryku może powiesz swojej uczennicy o jej przeszłości. – Pan Tak patrzył na Eryka – Widzę, że ci to przychodzi z trudnością. To ja to powiem. Moja droga szlachcianko, Eryk okłamywał ciebie od samego początku. Nie pochodzisz ze szlachetnej rodziny. Twoi rodzice byli zwykłymi ludźmi, nie mieli nic ze szlachetności. Bardziej byli podobni do Mortego, którym tak gardzisz za jego wygląd i braki w manierach. Eryk znalazł ciebie w przytułku, pewnie twoi rodzice już nie chcieli ciebie wychowywać. Przygarnął ciebie i kupił ci fałszywy rodowód i zaczął okłamywać ciebie aż do dziś.
Ashtarte zaczęła płakać.
- Jak mogłeś Eryku, czemu mi nie powiedziałeś. – Mówiła przez łzy.
- Chciałem abyś czuła się lepsza, chciałem ciebie chronić.
- Tak i chroniłeś ją, chroniłeś. Tak jak wtedy gdy jako dziecko zabiła swoją opiekunkę. Ile musiałeś zapłacić aby nikt się o tym nie dowiedział??
- Eryku… jak mogłeś… - szlochała – po co to wszystko?
- Bez tego, kochana, nie mogłabyś się uczyć magii… wymagane jest szlachectwo. Naprawdę tak źle Ci było?
- Źle! Kto chce żyć w kłamstwie?! – wykrzyknęła wbrew logice, bo nigdy niczego tak bardzo nie pragnęła jak Shyish.
- Po której teraz stronię staniesz Ashtarte tego który ciebie okłamywał przez całe życie??
- Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym z was! – Wykrzyczała przez łzy.
- Tak… - Pan Tak uśmiechnął się do siebie. Dopiero na widok tego uśmiechu do Ashtarte dotarło o co tak właściwie chodziło Panu Tak. Otrząsnęła się.
- Ashtarte… - zaczął Eryk. – Czy Ty naprawdę…? Kochałem cię i dałem wszystko, co tylko mogłem, co tylko chciałaś. Chciałaś Shyish, nie było innej drogi.
- Och Eryku. – Ashtarte przyklękła przy nim i wtuliła się w jego kolana – Trzeba mi było powiedzieć. Nie mogłabym się na ciebie gniewać. To ty mnie wychowałeś i dałeś lepsze życie. Jesteś dla mnie jak ojciec. Kocham ciebie jak ojca i nigdy bym ciebie nie zdradziła.
- Dziwne są wybory ludzkie. – skomentował Pan Tak, wyraźnie niezadowolony. – A więc co do twojego mojego domu. Możemy się jakoś nim podzielić. Proszę możesz dalej wychowywać swoją „córkę”, ale nie wtrącaj się w moje sprawy. To by było na tyle.
- No a teraz możecie się pocałować – Morte wypowiedział te słowa do Pana Tak i Eryka. Jednak tylko jakimś dziwnym zrządzeniem punktu przeznaczenia te słowa nie dotarły do uszu tu zebranych.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iwan dnia Czw 9:51, 29 Mar 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Śro 12:43, 28 Mar 2007    Temat postu:

Wersja poprawiona dzieki cioci Hebe:

"po dodaniu koło setki przecinków, po kilkunastu ortografach i literówkach, po kilku zmianach stylistycznych i po ulepszeniu dialogu finalnego wygląda to tak" - ciocia Hebe

DZIEKUJE CIOCIU HEBE, a ze dziekuje nie raz nie wystarczy podziele sie expem. Masz 100 expa z mojego za opowiadanko. Olo nie masz nic przeciwko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Iwan dnia Czw 9:54, 29 Mar 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
horned
Administrator



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Śro 14:59, 28 Mar 2007    Temat postu:

Wszytko się zgadza.. runokostny to Dziadek a nie Tatuś Eryka

I nie stanął Eryk po stronie dobra tylko przeciwko runiaczowi ("przeciwko mnie" jak to runiacz by powiedział)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lenek
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wziąć piwo?

PostWysłany: Czw 0:25, 29 Mar 2007    Temat postu:

Typowo gadana sesja Razz
Taki mózg jakim był Hans za wiele by tam nie zrobił :]
No, chyba że się mylę :]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin