Forum Warhammer Sesje Strona Główna Warhammer Sesje
NASZE SESJE WARHAMMERA
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hej ho hej ho po gromil by się szło

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Iwan
Zakonnica



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: TZ

PostWysłany: Pią 23:03, 23 Lut 2007    Temat postu: Hej ho hej ho po gromil by się szło

Ashtarte zwolna obracała się na miękkim łóżku w luksusowej karczmie w Geraliou. Po znojach ostatnich podróży wreszcie mogła wyspać się w jako takim luksusie. Teraz czuła się jak prawdziwa szlachcianka, a nie jakaś ciura obozowa szwendająca się po całym świecie bez odpowiednich wygód. Zbudziło ją ostre światło wpadające przez okno. Nie spiesząc się przesunęła się na krawędź łóżka. Ziewnęła parę razy i zabrała się za pielęgnowanie jej rudych włosów. Cała toaletka jak każdej szlachciance zajęła parę dobrych chwil. Brakowało jej jeszcze tylko służby do pomocy, aby była już całkowicie ukontentowana. Podeszła do okna i otworzyła je. Panorama była wspaniała. Miasto było przepiękne i wspaniale plasowało się na tle zaśnieżonych wysokich gór. Lekki zimnawy powiew wiatru obudził ją już do końca. Wciągnęła mocniej świeże powietrze. Wtem zwaliła się na podłogę i zaczęła kaszleć.
- Co to za piekielny smród!! – wykrzyczała do siebie.
Pospiesznie zamknęła okno i chwiejnie zeszła do głównej sali karczmy, nadal odurzona odorem. Przysiadała się do wolnego stolika, po chwili zjawił się kelner. Elfka przypatrywała się jego wąsikowi, był długi lecz cienki i był zakręcony na końcu. Widziała już wcześniej tego typu wąsy w tym miesicie. Pewnie była tu taka dziwna moda.
- Madmuasel, czego Pani sobie życzy.
- Poproszę o jakieś lekkie śniadanie oraz potrzebuje jakiegoś sługi, bo zamierzam się wybrać na zakupy.
- Oczywiście zaraz wszystko załatwię.
- A i jeszcze jedno. Co to za okropny zapach unoszący się w całym mieście??
- Bardzo mi przykro z powodu tego zapachu. To jacyś cudzoziemcy nasyfili na środku ulicy po wypiciu za dużej ilości pewnego specyfiku. Już piątą godzinę czyściciele walczą z tym bałaganem, ale co paręnaście minut muszą się zmieniać, bo inaczej mdleją. Co znacznie wydłuża czyszczenie.
- A nie wiesz przypadkiem jak ci cudzoziemcy wyglądali??
- Cale miasto o nich mówi. Jeden duży, dość głupi z wielkim mieczem na ramieniu. Drugi to brudas jak się patrzy, śmierdzi od niego na kilometr. A obaj brzydcy jak noc.
- Tak myślałam, dziękuję. Możesz odejść. – odprawiła go machnięciem ręki.
Już po samym zapachu Ashtarte wiedział że za tym całym smrodem stać mogą nie kto inni jak jej kompani w podróży Hans i Morte. Pasowali idealnie do opisu.
Po śniadaniu do jej stołu podszedł rosły sługa. Wiedział on że dzień zapowiada się ciężko a zakupy pewnie potrwają wiele godzin. Odwiedzali każdy sklep w mieście a ilość zakupów rosła w przyroście geometrycznym. Gdy mijali pewna obskurną karczmę Ashtarte nagle się zatrzymała. Wycieńczony sługa w tym momencie padł, rozrzucając przy tym wszystkie zakupy.
- Ponieś je szybko ty niezdaro i zanieś do mojego pokoju – wykrzyczała Ashtarte.
- Tak, Pani. – wypowiedział z ulga sługa zadowolony że zakupy się skończyły.
- Może drzwi mi byś otworzył? – Słodycz w jej głosie ociekała jadem. Sługa przełknął ślinę i pomimo zajętych wszystkich kończyn dźwiganym bagażem zdołał jeszcze jakoś otworzyć szlachciance drzwi. Płomienno ruda elfka pociągnęła mocno noskiem. Nie mogła się mylić, tylko zapach nie mytego ciała Mortego mógł tak śmierdzieć.
- Bezwątpienia pewnie siedzą teraz w środku i chleją od rana.
Pewnym krokiem weszła do środka.

Wergiliusz spokojnym krokiem przechadzał się ulicami Geraliou. Do jego powonienia dolatywał bardzo nieprzyjemny zapach. Zaciekawiony tym zjawiskiem kierował się na węch do epicentrum zdarzenia. W miarę zbliżania się, zapach się wzmacniał. Obwinął swoją twarz jakimś materiałem co zmniejszyło ilość wdychanych przez niego zapachów. Wergiliusz powoli domyślał się kto może być sprawcą tego smrodu. Po paru chwilach dotarł do źródła smrodu. Widok jaki zobaczył przeszedł jego wyobrażenia. Od środka drogi w przeciwnych kierunkach ciągnęły się szerokim lukiem ślady ciekłego kału. Ślady kończyły się na połowie wysokości pobliskich domów. Kanały przydrożne były zapchane od śmierdzącego szlamu, dodatkowo cześć już sieknęła dalej do miasta rozszerzając tym strefę skażoną. Wergiliusz zobaczył też jeszcze cos dziwnego. Jedna ściana była prawie całkowicie usmarowana brązowa breja oprócz miejsca do złudzenia przypominającą sylwetkę człowieka. Nieszczęśnik musiał akurat przechodzić gdy wydarzył się ten incydent. Ludzie pracujący przy usuwaniu zanieczyszczeń cały czas mieli przysłonięte nosy. Nie wyglądali zbyt szczęśliwie. Gdy Wergiliusz opuszczał to miejsce, widział jak jacyś ludzie wynoszą dwóch czyścicieli na noszach. Podążył teraz za trochę innym zapachem, jednak bardzo znajomym. Przed sobą zobaczył jakaś obskurna karczmę. Smród z niej wylatujący mógł być tylko Mortego.
- Bez wątpienia pewnie siedzą teraz w środku i chleją od rana.
Pewnym krokiem wszedł do środka.

Morte sennie otworzył oczy. Leżał kolo swojego przyjaciela Hansa na środku ulicy. Do jego mózgu dopływały obrazy wczorajszej popijamy w karczmie i eksperymenty z pewnym specyfikiem. Rozglądnął się po otoczeniu. Wszędzie, jak okiem sięgnąć widział gówno swoje i swojego kolegi. Na jednej ze ścian zobaczył sylwetkę człowieka odciśniętego wokół zacieków z gówna. Złowieszczo się uśmiechnął. Strasznie męczył go kac. Szturchnął mocno Hansa, po chwili ten się zbudził. Ludzie zgromadzeni przy nich wpatrywali się w nich z wrogością. Ciągnąc Hansa za sobą postanowił się ulotnić do karczmy na parę piw i coś do jedzenia. Wchodząc do środka wszyscy ustępowali im drogę zatykając przy tym nosy. Usadowili się na najwyższym piętrze karczmy. Nie minęła chwila a całe piętro opustoszało, pozostał jedynie niezadowolony karczmarz. Hans chwiejnym krokiem podszedł do niego.
- Wódy!!! – wykrzyczał Hans.
Karczmarz widząc wielkoluda w złym humorze nalał szybko dwa potężne kielony.
- Więcej!!!
Karczmarz dostawił dwa kolejne.
- Więcej!!!! – Hans ostro popatrzył na człowieka za barem.
Karczmarz niepewnie wyjął dość sporej wielkości beczkę wódki. Gdy Hans chciał płacić, barman tylko pokręcił głową i odszedł.
Morte i Hans ochoczo przystąpili do rozkładania związków chemicznych.

Ashtarte i Wergiliusz spotkali się tuż przy stole gdzie siedzieli ich kompani. Popatrzyli na siebie znacząco, potem skierowali wzrok na Mortego i Hansa i pokręcili mocno głowami. Nawet nie chcieli słyszeć co się wczoraj działo.
- Ooo kasza fiekna efkaaa – powiedział pijanym głosem Morte – wsiadajcie do nas. Mymy cheszcze trofe wódy. Ooo Fergiliusz i kruk dafaj do nas.
Wergiliusz długo się opierał przed przysiadnięciem do nich, ale po długich namowach Mortego wreszcie usiadł. Morte chyba wytrzeźwiał trochę, albo był już kompletnie pijany, ponieważ wróciła mu normalna mowa.
- Kruk może się napijesz takiego fajnego drinka, wczoraj go próbowaliśmy z Hansem jest zajebisty.
- Dawaj Morte, lej.
Morte wstał od stołu, podszedł do baru i zamówił Śmierć Alchemika.
- Ale z was kozacy, jeszcze wam mało po wczorajszym. Dobra to na koszt firmy. – powiedział karczmarz.
Morte wrócił szybko do stołu i postawił przed krukiem drinka. Z uwagą patrzył na kruka jak wypija całą zawartość jednym szybkim siorbaniem. Nawet Hans się przybliżył czekając na efekty specyfiku.
- Ostre, trochę pali w gardło, ale tak w ogóle to nic szczególnego. – powiedział kruk. – A co się tak patrzycie na mnie, że co kruk to już nie może pić, czy co??!!
Odczekali jeszcze chwilę ale widząc że nic się nie dzieje wrócili do rozmowy. Jak zwykle kruk Wergiliusza gadał o jakiś zbereźnych sprawach, czym cały czas denerwował swojego Pana. Morte wtórował mu licznymi opowieściami z wypadów do burdeli. Elfka nie mogąc wytrzymać już ich gadania, wyrwała krukowi pióra z ogona, tak po prostu dla zabicia nudy i ze zwykłej niechęci do ptaka, który często raczył ją rubasznymi żartami z nią w roli głównej. Kruk wolno obrócił swój łeb w jej stronę i błysnął swoimi małymi oczkami.
- Pożałujesz tego ruda. – powiedział posępnie.
Po tej wypowiedzi rozmowy trzymały się już jako takiego poziomu, głównie rozmawiali o wyprawie do kopalń po gromlit.
Na piętrze pojawiło się dwóch krasnoludów. Rozejrzeli się po prawie pustej sali. Morte rozpoznał w nich górników z którymi mieli się tutaj spotkać, aby omówić sprawy wpuszczenia ich do kopalń oraz zakupu sprzętu potrzebnego na taką wyprawę.
Przysiadali się bez pytania, wpatrując się na Wergiliusza oraz Ashtarte.
- A ci to kto?? – spytał jeden – Wczoraj ich z wami nie było. Jakoś podejrzanie mi wyglądają.
- To nasi kompani, wejdą z nami do kopalń. Zresztą co tu o nich gadać, wódka stygnie. – Morte nalał im trunku, wypili ochoczo.
- Dobra my tu nie na picie a na interes przyszli. – powiedział drugi - Wiecie jak chcecie tam zejść to trza mieć dobry sprzęt. To jak co chcecie??
Zakupy trwały długo. Głównie targował się Morte, od czasu do czasu pytając się o radę Wergiliusza. Morte ożywił się dopiero na słowa materiały wybuchowe. Chciał kupić jak najwięcej i jak najmocniejsze. Jednak Wergiliusz przyhamował jego zapędy na pirotechnika-amatora.
- Będą nam potrzebne jakieś kilofy. – powiedział Morte.
- A co do kilofa to mamy coś specjalnego dla was, właściwie to dla tego drągala – spojrzał na Hans – zaraz wam przyniesiemy.
Wyszli z sali pospiesznie. Wrócili taszcząc z trudem razem wielki na dwa metry kilof. Trzon był gruby, wykonany z twardego i mocnego drewna, dodatkowo owiniętego skórą co miało zapewnić nie wyślizgiwanie się z rąk. Sama głownia wykonana była z wysokiej jakości metalu zaopatrzona w runa krasnoludzie. Jeden koniec głowni był szpiczasty, natomiast drugi zakończony był jak młot. Iście wspaniała krasnoludka robota. Hans podszedł do górników chwycił jedną ręką kilof i podniósł nad głową. Złapał drugą i spróbował parę wymachów.
- Hans zabijać!!!!! – Krasnoludom pobladły oblicza, nikt nie potrafił tym wywijać tak lekko, tym bardziej trzymając ogromną broń w jednej ręce.
- Mądry to on nie jest ale krzepę ma. Bierzecie??
Hans popatrzył się na Mortego i przytaknął mocno głową.
- Bierzemy. – odpowiedział Morte.
- No dobra zobaczmy teraz. Haki, sprzęt wspinaczkowy, racje, kilof, lampy i tak dalej i tak dalej. To będzie??? – pierwszy z nich popatrzył na drugiego.
- To będzie w sumie… 520 złotych monet. – powiedział drugi.
- Weźcie trochę opuście, jak wam wyczyścimy tą kopanie od wszelkiego ścierwa to będziecie mogli kopać do woli i zarabiać na tym niezłą kasę. – targował się Morte
- Kopalnia po pierwsze nie jest nasza tylko jakiegoś lorda i nieźle jej pilnuje. Jeszcze parę lat temu była nasza ale pojawił się on i zagarnął sobie. A po drugie i tak wam już opuściliśmy dużo. – popatrzyli na siebie z ironicznym uśmiechem.
- Za połowę tej ceny, zabijemy tego lorda.
- A po co i tak zaraz przyjdzie jakiś nowy. Wy ludzie mnożycie się jak króliki. Nic osobistego oczywiście.
- A nie macie na sprzedaż jeszcze waszej sławnej wódki krasnoludzkiej??
- Coś się znajdzie. Damy wam cztery butelki za darmo na nasz koszt.
- Dobra. To płacimy przy odbiorze jak rozumiem.
- Płacicie wszystko teraz, nie wiadomo czy gdzieś nie zginiecie po drodze a zgromadzenie takiego sprzętu będzie też nas kosztować. A i nie zapomnij że jeszcze macie nam przynieść gromlit.
- Co?? Na to się nie umawialiśmy!!
- Umawialiśmy tylko tego nie pamiętasz, byłeś wtedy już kompletnie zalany.
- A no chyba że tak. Ile tego ma być dla was??
- Waga nowonarodzonego krasnoluda. Jakieś 8,6 kg, ale jeżeli zwiejecie z gromlitem to was znajdziemy.
- No to mamy umowę!!!!
Morte sięgnął do sakiewki Hansa i wyjął całą kwotę. Wypili jeszcze po paru drinkach na sfinalizowanie transakcji.
- Będziemy jutro na was czekać przy kopalni. Tylko uważajcie na strażników lorda, kręcą się cały czas przy niej. – powiedzieli, wstali i wyszli.
Morte z Hansem dopili resztę wódki i wraz z Ashtarte i Wergiliuszem postanowili zmienić lokal na lepszy. Skierowali się do „Albatrosa”, najlepszej karczmy w mieście. Ashtarte zauważyła że smród w mieście powoli zanika. Ulica w której Hans i Morte nabrudzili,
była już prawie wysprzątana.
- Szkoda że już ją wysprzątali. Mówię wam kiedyś takie coś będzie nazywane sztuką.- Gromko zaśmiał się Morte.
Do nosa Hansa doleciały wspaniałe zapachy wyśmienitego jedzenia z karczmy „Albatros”. Wyrwał naprzód. Ogromny kilof tylko podskakiwał na jego ramieniu, gdy ten bieg. Ochrona przy drzwiach frontowych karczmy, widząc biegnącego olbrzyma, cichaczem się wycofała. Hans siła pchnął drzwi. Te nie wytrzymując ogromnego naporu, wleciały do karczmy razem z framugą. Hans nie patrząc na nic, przeszedł po nich i usadowił się przy pierwszym lepszym stole. Goście przypatrywali mu się chwilę po czym ukradkiem zaczęli opuszczać lokal. Reszta grupy dołączyła do niego po chwili, lecz Wergiliusz jak zwykle gdzieś się zapodział. Podszedł do ich stołu właściciel karczmy.
- Kto zapłaci za te drzwi. Kosztowały mnie 100 złotych monet. – krzyczał do Mortego.
- Gadaj z nim. – Morte wskazał na Hans – To on ci je zniszczył. Co się patrzysz na mnie.
Karczmarz popatrzył na Hansa, miał coś do niego powiedzieć, ale poprzestał na skinięciu głową. Poczym wyszedł z karczmy. Wrócił po paru minutach z obstawą siedmiu zbrojnych. Hans już miał się na nich rzucać, ale Morte zawczasu go powstrzymał, wyliczając wcześniej szanse przeżycia w walce z tyloma przeciwnikami. Hans posłusznie dał się zakuć w kajdany, Ashtarte wywróciła oczami, pokiwała głową i odezwała się do karczmarza:
- Ja to zapłacę, zostawcie go.
- Teraz to mnie to nic nie obchodzi, teraz to ze strażnikami trza gadać. – Uśmiechnął się głupkowato.
- Zostawcie go, zapłacę za szkody. – Zwróciła się do strażników.
- Nam się nie płaci. – Burknął jeden z nich.
- A komu?
- No przy więzieniu. – Wzruszył ramionami i odprowadzili zakutego Hansa, który nawet za bardzo nie przejmował się tym, co się z nim dzieje.
Ogromny kilof targało ledwo dwóch zbrojnych, często zatrzymując się na odpoczynek. Morte wraz z Ashtarte podążyli za nimi. Przy czym Morte zostawił całą sprawę uwolnienia Hansa mądrej elfce. Weszli do więzienia zaraz za prowadzonym Hansem. Skierowali się do człowieka siedzącego na biurkiem.
- Dzień dobry, chciałam zapłacić za uwolnienie tego tam człowieka. – powiedziała do urzędnika wskazując na Hansa.
- Oczywiście to będzie 100 złotych monet za naprawę oraz 40 złotych za koszty manipulacyjne. – odparł.
- Dobrze zapłacę.
- Aha niech teraz szanowana Pani wypełni ten formularz B-23. A potem przyjdzie do mnie.
Wypełnienie opasłego formularza zajęło trochę czasu. Przekazała formularz urzędnikowi.
- Aha dobrze. – Urzędas popatrzył przelotnie na papierek, poczym zgniot go i wyrzucił – A ma Pani formularz C-83a.
- Nie.
- Aha to nie może Pani uiścić opłaty. Proszę niech Pani wypełni jeszcze raz formularz B-23 i pójdzie do biura na pierwszym piętrze tam Pani weźmie formularz C-83a, potem jeszcze tylko formularz A-44d. – Ashtarte zaczęła dziwnie się patrzeć na urzędnika.
- Dobra widzę że nie kumata. Dawaj 20 złotych łapówki i 140 i zaraz uwolnimy przyjaciela.
Ashtarte szybko zapłaciła. Hans po paru minutach był już na wolności. Był strasznie zdenerwowany na Moriego, że mu nie pomógł. W drodze powrotnej do „Albatrosa” Ashtarte chciała nauczyć Hansa otwierania drzwi. Podeszła do jakiś chaty i zapukała.
- Słucham?? – zapytała mieszkanka budynku.
- Czy za 5 złotych monet mogę wyważyć te drzwi??
- Za 5 to możesz wyważyć wszystkie drzwi w tym domu, droga Pani.
Uczenie Hansa otwierania drzwi zajęło pół godziny, ale wreszcie się nauczył tej trudnej sztuki. Po wysiłku intelektualnym Hans i Morte poszli gdzieś się spić. Odprowadzili elfkę do „Albatrosa” a sami poszli szukać czegoś godniejszego dla ich statusu społecznego. Znaleźli jakąś nędzną karczmę, gdzie się spili jak świnki oraz pokazali miejscowej ludności kto tu rządzi. Po czym zasnęli spokojnie na stole.
Sen Ashtarte jednak nie był spokojny. Obudziło ją trzaskanie okna w środku nocy. Wstała, jakoś dziwnie się czuła. Zamknęła okno, chociaż pamiętała że je zamykała. Kładąc się do łóżka, zobaczyła siebie w lustrze. Połowa jej włosów została jakby wydziobana. Jej fryzura wyglądała okropnie. Usłyszała okropny śmiech za oknem, gdy się obróciła zobaczyła tylko sylwetkę kruka znikającego w ciemność…
Ashtarte zbudziła się pukaniem do drzwi. Zamroczona jeszcze okropnym snem, otworzyła drzwi. W wejściu stał garbaty sługa, otworzył szeroko usta.
- Co Panience się stało z włosami – powiedział wstrząśnięty.
Elfka podbiegła do lustra. Znowu jej włosy były zniszczone.
- Mówiłem że pożałujesz tego ruda – powiedział dziwnym głosem sługa, poczym zaczął się śmiać….
Ashtarte zbudziła się cała zmoczona. Szybko wstała przeglądnąć się w lustrze. Włosy jednak wyglądały normalnie. Upiększyła się, ubrała i zeszła na śniadanie. Usiadła i czekała na kelnera.
- Madmuasel, czego Pani sobie życzy.
- Kruka – powiedziała ostro – z jabłkiem w dziobie.
- To dość dziwne zamówienie, ale jakoś podołamy. – powiedział to po czym znikł.
Morte z Hansem pojawili się gdy ona właśnie kończyła dogryzać udko kruka. Jadła z taką zapalczywością, że woleli nawet się o nic nie pytać. Potem przyszedł Wergiliusz.
- A gdzie twój kruk – spytała Ashtarte słodko się uśmiechając.
- Nie wiem gdzieś mi zniknął.
- Może go zabili i zrobili z niego śniadanie. – oczy elfki zapłonęły zadowoleniem.
- Na pewno nie umarł, widział bym o tym. – Jednak szybko przygasły.
- Dobra ruszajmy w drogę. – odezwał się Morte.
- Poczekajcie muszę się jeszcze spakować. – odparła.
Wszyscy głęboko sapnęli i rozsiedli się wygodnie przy stole. Minęła jedna godzina, potem druga, potem….
Zbudzili się gdy już była na dole. Wzięli jej walizy z niechęcią i ruszyli wreszcie w drogę. Przed wyprawą Morte jeszcze zatrzymał się przy jakimś kanale i przywołał szczury. Zajwiła się ich jakaś trzydziestka. Wziął dziesięć i kazał im wejść na swoje ciało. Wszyscy patrzyli na niego z obrzydzeniem.
- No co przydadzą nam się w kopalniach, będę je wysyłał na przeszpiegi.
Opuścili miasto i szli spokojną dróżką coraz wyżej. Droga wiła się strasznie, właśnie zza jednego z licznym zakrętów wyjechał odział zbrojnych na koniach. Wergiliusz tylko chwilę się im przyglądnął poczym gdzieś, jak to z nim bywa, znikł. Odział szybko zbliżył się do nich.
- Stać, kto wy jesteście i co tu robicie. Skąd jesteście?? – krzyczał najbardziej bogato ubrany z całego oddziału.
- My stamtąd. – wskazał Morte jakiś kierunek.
- A po co tu jesteście, gdzie idziecie???
- My idziemy tam. – wskazał tym razem Morte inny bliżej nie określony kierunek. – A jesteśmy tu trochę pochodzić po górach.
- Tak cholernie mi wyglądacie na turystów. Ty śmierdzisz na kilometr a chodzi z tobą piękna elfka. A ten tutaj z wielkim kilofem to pewnie na króliki się wybrał. Weź paru zbrojnych niech wracają do pilnowania wejścia. – rozkazał jednemu ze zbrojnych poczym ruszył z resztą dalej.
Odczekali aż obie grupy zniknął za zakrętach i kontynuowali dalej swoja podróż. Z jakiegoś krzaka dołączył do nich Wergiliusz. Tuż przed wysokimi schodami prowadzącymi do wejścia do kopalni zawołał ich jeden z krasnalów od których kupowali sprzęt. Kazał iść za nim.
W jakiejś małej dolince czekał na nich drugi z całym sprzętem.
- Tam na górze za schodami przy wejściu czeka na was kupa strażników. Nie mam pojęcia jak wy sobie z nimi poradzicie, ale to już wasz problem. Tu macie klucz otwierający wejście. I nie zapomnijcie o gromlicie dla nas. – powiedzieli szybko i równie szybko się zawinęli.
Nastąpiła burza mózgów nad problemem jak ominąć straże. Morte wpadł na znakomity pomysł żeby Ashtarte użyła swojego uroku i zaczęła zabawiać strażników, a on weźmie ze sobą alkohol i ich spije. Jednak szlachcianka nawet nie myślała, żeby tak ją wykorzystać. Wiec koniec końców sam Morte poszedł uzbrojony we flaszki. Reszta grupy miała za nim iść w ukryciu i pomóc w razie jakiś problemów. Morte powoli zbliżał się do wejścia. Przy ognisku siedziało trzech strażników, grzejąc się przy nim.
- Witam Panowie, nie nudno tak?? A może spróbujecie pysznej wódeczki.
Strażnicy wyciągnęli miecze i bacznie patrzyli jak Morte się zbliża. Gdy już był blisko złapali go zręcznie i zaciągnęli do pobliskiej strażnicy. W środku jeszcze siedziało siedmiu.
- Co ty tu robisz, czego chcesz. To ty byłeś na dole z tą ekipą. Gdzie reszta.
- Ja tylko chciałem się z kimś napić. Mam tutaj przednią kransnoludzką wódkę.
- Dawaj ją.
Morte posłusznie oddał im cztery butelki. Zaczęli pić. Bacznie na niego uważając, jednak po jakimś czasie ich uwaga się rozwiała. Morte cichaczem wymknął się na zewnątrz. Za drzwiami czekał już na niego Wergiliusz. Jakimś czarem zablokował drzwi. Strażnicy nie mogli ich otworzyć, ale zaczęli je wyłamywać.
- Ten czar ich zatrzyma?? – spytał Morte.
- Nie mogą otworzyć drzwi, ale mogą je wyłamać.
- Powiedz reszcie niech biegnie do kopalni. Ja ich załatwię.
Morte podłożył dynamit pod strażnice i rozwinął lont. Drzwi coraz bardziej się ruszały. Odpalił i szybko pobiegł do wejścia do kopalni. Usłyszał za sobą wielki huk i upadł na ziemię rzucony podmuchem. Wokoło było ciemno, ktoś zapalił latarnie. Droga powrotna była zawalona. Już nie mieli odwrotu. Posuwali się ostrożnie przez ogromny korytarz. Na środku pozostały jeszcze zardzewiałe szyny i gdzie niegdzie stały stare wagony. Doszli do wielkich wrót. Na bramie wypisane były w różnych językach ostrzeżenia, lecz tylko Ashtarte z Wergiliuszem mogli je przeczytać. Oczywiście przestrzegały przed okropnościami za bramą. Nikt z grupy za bardzo się tym nie przejął. Wsadzili klucz do otworu. Brama zwolna zaczynała się otwierać. Poczuli zatęchłe powietrze, widać było że dawno nikt nie zakłócał spokoju tych kopalń. Kurz gęsto osiadł na podłodze. Ruszyli dalej. Morte wraz z Wergiliuszem wypuszczali to szczura to kruka na zwiady. Doszli do pierwszej odnogi. Droga w prawno wchodziła w mniejszy tunel. Postanowili w niego wejść. Szybko jednak się skończył wielką przepaścią. Ktoś kopnął kamień na dół, ale nikt nie doczekał się stuknięcia o podłogę. W oddali zobaczyli jakiś most, ale odległość była za duża żeby dorzucić do niego liną. Cofnęli się do głównego tunelu. Przęśli dalej kolejne metry, i kolejna odnoga w prawo.
Ruszyli nią. Droga okazała się prowadzić do wcześniej widzianego metalowego mostu. Powoli sprawdzili stan mostu. Ten jednak dobrze się trzymał, a upływające lata nie miały na niego dużego wpływu. Most był na tyle szeroki że spokojnie zmieściło by się na nim trzech konnych bok przy boku. Na końcu prowadził do dużych wzmocnionych metalem drzwi. Chociaż upływ czasu bardziej nadszarpnął konstrukcją drzwi niż mostu. Hans zamachnął się swoim kilofem i uderzył tępą stroną. Wystarczyło tylko jedno uderzenie aby drzwi wyleciały z hukiem. Hans przeszedł po nich. Ashtarte zauważyła jakąś małą rękę poruszającą się pod drzwiami. Kazała Hansowi przerzucić drzwi. Ten jednym silnym pociągnięciem rzucił je w kąt tunelu. Ręka nieszczęśnika należała do dziwnej istoty. Z całego ciała sterczały mu jakieś igły lub małe strzały. Morte pośpieszył z pomocą. Znał się trochę na opatrywaniu ran. Zaczął wyciągać strzały. Po czym zatamował krew swoimi brudnymi szmatami. Stworzenie zaczęło się spazmatycznie ruszać i umarło.
- Jeżeli kiedykolwiek będę ranna, nie dajcie Mortemu mnie opatrywać – powiedziała Ashtarte
Przeszukali ciało nie znajdując nic ciekawego. Morte wziął ciało i wyrzucił w przepaść. Znowu nie usłyszeli jak upada na ziemię. Ruszali dalej korytarzem. Morte wypuścił szczura lecz ten nie powrócił. Wszyscy przygotowali się do walki. Morte wyciągnął swój nowy miecz. Hans trzymał w pogotowiu kilof oraz tarcze. A reszta skryła się za ich plecami. Ruszyli powoli. Korytarz zaczął się poszerzać aż w końcu przeszedł w małą jaskinię. Morte zobaczył że szczur dostał się w paszczę dużego pająka. Jednym celnym ciosem zabił drapieżnika. Przeszukali pomieszczenie nie znajdując żadnych skarbów. Zaczęli cofać się do mostu. Z za jednego zakrętów usłyszeli odgłosy jakiejś większej bestii. Czekali w pogotowiu. Zobaczyli to co wcześniej opisywali im górnicy. Ciało bestii było wielkie, poruszało się na tysiącach małych nóżek. A swoim wzrokiem zmrażało każdego. Hans na oślep biegł na potwora. Korytarz był na tyle mały że Morte nie mógł dołączyć do przyjaciela. Wyjął łuk i wypuścił strzałę. Ta przeleciawszy koło twarzy biegnącego Hansa dobrze usadowiła się w ciele potwora. Hans paroma potężnymi ciosami zadanymi w głowę powalił cielsko na ziemię. Drgało jeszcze chwilę po czym zamarło. Drużyna omijając łukiem korpus wróciła do głównego korytarza. Parli dalej w tumanach kurzu osiadłego przez lata. Kolejne małe rozwidlenie w prawo doprowadziło ich do podniszczonego drewnianego mostu wybudowanego tuż przy ścianie nad tą samą bezdenną przepaścią. Most nie był pewny więc szli w pewnych odległościach od siebie przyparci do ściany. Most przy końcu był zawalony. Kiedyś prowadził do drzwi wbudowanych w ścianę. Pod drzwiami wystawały grube metalowe pręty wystające ze skały. Wcześniej służyły jako podpory pod most, lecz teraz sterczały samotnie. Odległość od końca mostu do metalowych podpór była nie wielka ledwie jakieś siedem do ośmiu metrów. Związali dwie grube liny. Kruk wziął jeden koniec i przywiązał do prętów pod drzwiami. Morte zaczął powoli kierować się po linie do drzwi. Drzwi dodatkowo były zabite dechami. Morte trzymając się jedną ręką liny a druga uzbrojoną w sztylet zaczął odginać deski. Po dobrej godzinie wszystkie deski puściły. Ułożył je na prętach, co stworzyło małą kładkę przy drzwiach. Mocnym szarpnięciem otworzył je do wewnątrz. Wysłał szczura na zwiady, ten bez problemu powrócił. Skradając się, cichutko szedł korytarzem. Doszedł do małego pokoju, w którym stały różnej wielkości skrzynie. Na środku pomieszczenia stało krzesło oraz jego użytkownik kościotrup. Morte przeszukał go znalazł podniszczona i zbutwiała książkę ostrożnie schował ją do płaszcza . Zajął się skrzyniami. Otwierał po kolei każdą. Zawierały głównie sprzęt używany w górnictwie. W największej znajdowały się zbroje. Zawołał Hansa. Hans przyszedł pochwali. Zaczął przebierać w zbrojach, wybrał sobie pełno płytową zbroje, która akurat pasowała na tego wielkoluda. Morte w tym czasie zajął się ostatnią skrzynią z enigmatycznym napisem „TNT”. Skrzynia zawierała pełno małych buteleczek z jakimś płynem. Wziął jedną, odkręcił i powąchał. Ku rozpaczy Mortego nie zawierały alkoholu. Odstawił butelkę i wrócił do przyjaciół razem z Hasem. Opowiedział, co znalazł i oddał książkę Wergiliuszowi do przeczytania. Książeczka okazała się pamiętnikiem jednego z górników, który umarł tam z głodu. Ponownie wrócili do głównego korytarza, który po przejściu kolejnych metrów kończył się bramą podobną do tej która była na początku oraz kolejną odnogą w prawo.
Ta brama jednak była inna, klucz który mieli nie pasował do niej. Zresztą nikt z ekipy nie chciał jej otwierać gdyż w połowie jej wysokości widać było ogromne wgniecenia jakiś potężnych pazurów. Wgniecenia były zrobione do nich, czyli jakiś ogromny potwór próbował się do tej części gdzie stali przebić. Morte wyliczył że pazur tej istoty jest mniej więcej wielkości ludzkiej głowy. Wzdrygnął się i poszedł w prawo. Przerzedli przez dwie komnaty, aż dotarli do windy. Weszli do niej choć z dużymi obawami. Mechanizm sterujący windą składał się z czterech wajch oraz jakiegoś kółka z liczbami. Morte bez zastanowienia pociągnął za pierwszą wajchę. Kółko obróciło się w prawo. Pociągnął za druga, obróciło się w ledwo. Pociągnął za trzecie. Kółko wydało jakiś dźwięk. Pociągnął za czwartą. Winda ruszyła z taką prędkością w dół, że wszyscy nagle padli na ziemię. Mogli z ledwością oddychać. Wszystkich czekałaby niechybna śmierć gdyby nie Hans który pociągnął czwartą wajchę do góry. Winda ze zgrzytem zahamowała. Liczba na kółku pokazywała sześć. Po chwili narady postanowili zjechać na najniższe piętro. Ustawili największą z możliwych liczb i leciutko obniżyli czwartą wajchę. Winda powoli zjeżdżała na sam dół. Powoli robiło się coraz cieplej. Gdy dotarli na ostanie piętro było już naprawdę gorąco. Morte przebrał się wcześniej zakupione ciuchy od górników. Zaś Hans powoli gotował się w swoim pancerzu a i Ashtarte nie wyglądała na zadowoloną. Z pomocą przyszedł im kruk, który czarem permanentnie schłodził jego pancerz i jej ubranie. Wyszli z windy. Korytarz był szeroki. Od ich nozdrzy dolatywał nie miły zapach, a nad posadzką do kolan unosiły się opary jakiś gazów. Ruszyli powoli do przodu. Zobaczyli że ze stropu wystaje szarawy żyłkowany niebieskimi paskami kamień, nie był on dużych rozmiarów, ale był to gromlit. Byli już nie daleko celu swojej wyprawy. Korytarz kończył się schodami które szły przy ścianie ogromnego leju. Morte zrzucił na dół pochodnie. Ogień rozświetlił ogromne złoża gromlitu spoczywające na samym dole. Zaczęli ochoczo schodzić na dół. W połowie drogi złoża gromlitu zaczęły się ruszać i wstawać. Najpierw wysunęła się jedna głowa potem następna i kolejna. W sumie było ich sześć a na samym dole ogromne cielsko. Szyja liczyła mniej więcej z 40m. Nikt jednak nie miał okazji policzyć dokładnie ponieważ wszyscy zaczęli uciekać do góry. Jednak głowy potężnej hydry były szybsze i zablokowały wyjście. Zaczęła się walka na śmierć i życie z wielką bestią. Głowy zaczęły zionąc to ogniem to kwasem to czystą energią. Atakować szczekami, gryźć i miażdżyć. Ashtarte i Morte nieraz tylko cudem zesłanym z nieba unikali śmierci. Wergiliusz jak zwykle gdzieś znikł, ale hydra go wyczuła. Zaczęła atakować go. Z ramienia maga sączyła się gęsta posoka, pomimo tego z jego rąk wyskoczył z niczego noże godząc jedną z głów, lecz to jeszcze bardziej rozwścieczyło bestię. Ashtarte wyczarowała sobie pokaźną kosę i gnębiła hydrę tym ostrzem. Hans i Morte walczyli na dole przy ciele hydry. Ataki Mortego nic nie dawały, miecz po prostu odbijał się od opancerzonego w gromlit ciała hydry. Lepiej radził sobie Hans który z pomocą nadludzkiej siły Khorna raz za razem pogłębiał dziurę w ciele ostrą końcówką kilofa. Lecz hydra magicznymi sposobami szybko potrafiła zaleczać swoje rany, ale Hans nie dawał za wygraną. Kąsany cały czas przez głowy bez przerwy atakował jedno miejsce. Gdy dziura w ciele była wystarczająca duża Morte podbiegł do niej i wsadził w środek dynamit. Rozwinął lont i podpalił. Ledwie Hans uchylił się gdy nastąpił wybuch. W ciele hydry zionęła pokaźna dziura. Morte bez zastanowienia wskoczył na szczupaka z mieczem wyciągniętym przed siebie do środka dziury. Jednak rana hydry szybko się zasklepiała, kolejnym cudem udało mu się z niej wydostać. Widać było że hydra nieźle oberwała. Już dwie głowy leżały gdzieś z boku. Widząc że mają szanse wygrać to starcie wszyscy zmusili się do ostatniego wysiłku. Każdy robił co mógł żeby tylko przeżyć i zabić potwora. Gdy potwór już ciągnął ostatkami sił, Ashtarte dotknęła jego ciała, próbując magicznie dobić hydrę, jednak jedyne, co osiągnęła, to powstrzymanie regeneracji, ostatnim zrywem Hans dobił potwora. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Zmęczyli po walce legli gdzie stali. Wtem usłyszeli potężny wybuch. Zobaczyli jeszcze kamienie lecące im na głowy. Po czym cały świat przykryła ciemność…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Warhammer Sesje Strona Główna -> Morte Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin